Nekla, Nekielka – jeszcze niedawno nazwy te były dla mnie zwykłym, nie wywołującym żadnych skojarzeń czy emocji punktem na mapie Wielkopolski. Nie pamiętam ich z opowieści rodzinnych, nie widziałam w żadnych domowych dokumentach. Dopiero gdy zaczęłam szukać informacji o Janie Jabłońskim, młodszym bracie mojego dziadka Walentego zwróciłam na nie uwagę.
Tych informacji szukałam od dobrych kilku lat. Bardzo długo bez powodzenia. Rok temu wreszcie coś drgnęło – wtedy właśnie, po wpisaniu w internetową wyszukiwarkę imienia i nazwiska brata dziadka, na ekranie komputera pojawiła się publikacja Michała Pawełczyka pt. „Ziemia Nekielska i jej mieszkańcy w I wojnie światowej”. Aw niej lista żołnierzy, którzy polegli w tym czasie i nazwisko Jana Jabłońskiego, jego wiek, data oraz miejsce śmierci. Wiedziałam, że brat dziadka, niespełna 20-letni chłopak stracił życie gdzieś we Francji. Niestety, jak to zwykle bywa, za poszukiwania zabrałam się zdecydowanie za późno. Gdzie i jak zginął, kiedy – na te pytania nikt w rodzinie już nie znał odpowiedzi. Ci z bliskich, którzy by to wiedzieli, dawno odeszli.
Informacja o poległych z ziemi nekielskiej była dla mnie wielką szansą na uzupełnienie luk w historii rodziny. Postanowiłam sprawdzić czy to rzeczywiście może być „mój” Jan Jabłoński. I tak zaczęło się odkrywanie związków rodzinnych z Neklą i Nekielką. Wiedziałam, że wojsko niemieckie informowało o śmierci żołnierzy urzędy w miejscowościach, z których ci pochodzili. A urzędnicy na tej podstawie wystawiali akty zgonu. Skontaktowałam się z nekielskim USC – usłyszałam, że akta są już w Archiwum Państwowym w Poznaniu. Zwróciłam się więc z pytaniem właśnie tam. To rzeczywiście był dobry kierunek - otrzymałam akt zgonu Jana Jabłońskiego. Jednocześnie okazało się, że to również punkt wyjścia do odkrycia kolejnego fragmentu mojej rodzinnej historii, w której Nekla i Nekielka stanowią ważny element. Ten związany z prapradziadkiem Walentym Jabłońskim. Gdyby nie rezultat poszukiwań informacji o Janie, może nigdy by do tego okrycia nie doszło. Jabłońscy mieli wielkopolskie korzenie, ale nie pochodzili z ziemi nekielskiej lecz z ziemi szamotulskiej. I początkowo właśnie tam szukałam danych dotyczących moich bliskich. Pytałam o Jana, o Walentego również. Bez skutku.
Skąd przyszli?
Rodzina Jabłońskich przez cały XIX wiek, ale też i wcześniej mieszkała w Sędzinku, w gminie Duszniki, w powiecie szamotulskim. Podobno należał tam do niej kawałek ziemi i zasobny dom. Niestety, na początku XX wieku Józef Jabłoński, mój pradziadek podpisał jakiemuś znajomemu weksel. A ten go nie spłacił. W rezultacie Jabłońscy stracili ziemię, dom i jego wyposażenie, inwentarz, sprzęt rolniczy – wszystko. Pamiętam, jak w rodzinie z wielką dezaprobatą mówiono, że „Józef zbańczył”. Wiadomo, rządnym Wielkopolanom to nie przystoi. Gdy do tego doszło, pradziadek miał 36 lat, na utrzymaniu żonę, swoją rówieśniczkę, Magdalenę z Dominiaków, pięcioro dzieci (ur. w 1893 r. Walentego, w 1894 r. - Franciszkę, w 1995 r. - Jana, w 1898 r. Michała, w 1901 r. - Stanisławę oraz w 1903 r. - Stanisława). I ojca - Walentego, urodzonego w 1832 r.
Po tej historii z wekslem Jabłońscy opuścili Sędzinko. Wcześniej zamożni gospodarze, teraz bankruci – może nie chcieli się rzucać w oczy sąsiadom. Albo bali się ich kpin i żartów... Szczególnie dla Magdaleny musiał to być trudny czas, na miejscowym cmentarzu zostawiała przecież groby dwóch synów, zmarłych w niemowlęctwie – Jana ur. w 1890 r. i Stefana – ur. w 1897 r. Został tam też grób matki jej męża. Franciszka z d. Piaskowska, primo voto Czeszak zmarła w 1898 r.
Józef Jabłoński poszedł tam, gdzie oferowano mu dobrą pracę, bo musiał utrzymać rodzinę. A oferowano ją z dala od Sędzinka. Najpierw rodzina przeniosła się do Wylatowa pod Powidzem, tu urodziły się kolejne dwie córki – Anna w 1905 r. i Marianna – w 1906 r., ta ostatnia żyła tylko 12 godzin. Następnie Jabłońscy pojechali do miejscowości Stare koło Rogoźna Wielkopolskiego, tu w 1911 r. urodziło się ich ostatnie dziecko - córka Pelagia. Ok. 1913 r. już mieszkali w Nekielce. Józef Jabłoński wydzierżawił tam gospodarstwo. Młodsze dzieci - Stasia, Stasiu oraz Ania poszły do szkoły. Najmłodsza dwuletnia pociecha rosła przy mamie. Najstarsza córka Frania miała niebawem wyjść za mąż.
W Nekli i Nekielce Jabłońscy zdecydowanie musieli rzucać się w oczy. Ubierali się bowiem trochę inaczej niż inni mieszkańcy - w stroje charakterystyczne dla ziemi szamotulskiej. To był ich znak rozpoznawczy. Magdalena na czepku zawiązywała jedwabnicę, czyli zwiniętą w rulonik kolorową chustkę. Dopiero na to zakładała dużą chustę. Chodziła w obfitych spódnicach i luźnych kaftanach. Józef zimą paradował w charakterystycznym białym kożuchu. A od wiosny do jesieni obowiązkowo nosił kapelusz z szeroką czarną wstążką.
W 1914 r. wybuchła wojna. Dwaj najstarsi synowie Jabłońskich, Walenty i Jan, jak tysiące młodych Polaków z zaboru pruskiego zostali powołani do niemieckiego wojska. Przed ich wyjazdem na front Magdalena Jabłońska poszła z synami do fotografa. Co prawda Michał jeszcze wówczas nie wybierał się na wojaczkę, bo był za młody, jednak dobrze wiedziano, że jeśli wojna się szybko nie skończy i jego to czeka. Magdalena chciała mieć na zdjęciu wszystkich synów. Tak jakby coś przeczuwała. Czy ta fotografia została zrobiona w Nekli? Zważywszy na czas i okoliczności, wszystko na to wskazuje. Niestety, ta rodzinna jakże cenna pamiątka pozostaje już tylko w mojej pamięci. Wisiała na ścianie w sypialni dziadków - Stanisławy z Jerszyńskich i Walentego Jabłońskich. W dzieciństwie często się jej przyglądałam. Dziś nikt nie może sobie przypomnieć, co się z tą fotografią stało.
W historii Jabłońskich rok 1914 nie zapisał się najlepiej i pod innym względem - 26 października zmarł Walenty, ojciec Józefa. W kancelarii parafii pw. Św. Andrzeja Apostoła ks. Marcin Manicki wpisał jako miejsce zgonu: Nekielka Olędry. Nie podał jednak ani nazwiska rodziców, ani danych żony zmarłego. Ta ostatnia informacja na szczęście trafiła do aktu zgonu, wypisanego przez urzędnika USC Nekla - Walentego Psuję. To był pierwszy dokument, jaki rodzina Jabłońskich otrzymała w tej miejscowości. Za niecały rok przyszło jej płakać nad kolejnym.
Dwaj starsi synowie Jabłońskich trafili pod Verdun we Francji, tam gdzie rozegrała się jedna z najkrwawszych bitew I wojny światowej. Po stronie niemieckiej zginęło ponad 338 tysięcy żołnierzy, Jan Jabłoński był jednym z nich. Jak zapisano w akcie zgonu: zginął 12 czerwca 1915 r. o godzinie 18.30 w Sorbey, w okręgu Verdun w wyniku eksplozji granatu. Był łącznikiem Staffelstabes Nr 223. Informację o jego śmierci przekazał Radca Sądu Wojennego V Reservekampf. Akt zgonu USC wystawiony 17 lipca 1915 r. podpisał urzędnik Psuja z Nekli, ten sam, który przeszło pół roku wcześniej załatwiał formalności związane ze śmiercią dziadka Jana – Walentego Jabłońskiego.
Stąd do Ciświcy
Jabłońscy nie zostali długo w Nekielce. W 1918 r. już mieszkali w Ciświcy k. Jarocina – Józef został tam włodarzem w dobrach księcia Radolina. I to właśnie w Ciświcy otrzymali informację, że wojna zabrała im drugiego syna. Michał zginął 12 lipca 1918 r. w bitwie nad Marną we Francji – w Viccles, w departamencie Ynnone. Był kapralem. O jego śmierci dowódca rezerwowej 1 baterii artylerii pieszej 28 pułku przez pocztę polową 24 poinformował Urząd Stanu Cywilnego w Jarocinie. Akt zgonu został wystawiony 20 sierpnia 1918 r.
Spośród trzech synów Magdaleny i Józefa Jabłońskich, tylko Walenty wrócił szczęśliwie do domu. On też brał udział w bitwie pod Verdun. Do końca życia wspominał tamten straszny czas. Dla niego była to zawsze bitwa „pod Werdunem”. Wśród pamiątek z okresu wojny jakimś cudem zachowała się pocztówka, którą przysłał mu na front jego kuzyn Franciszek Piaskowski z Niewierza w powiecie szamotulskim:
„Niewierz dnia 19 III 1915 r. Kochany i drogi Walosiu. List od cię i kartę od cię odebraliśmy, co nas wielce ucieszyło, że jeszcze żyjesz i jezdeś zdrowy, choć się znajdujesz ciągle w takim niebespieczeństwie jak pisałeś, może ci Pan Bóg dopomoże do końca szczęśliwie przebyć tę straszliwą wojnę, ale pewnie choć kto jeszcze szczęśliwie powróci do domu to pewnie jusz zdrowy akuratnie nie będzie, bo to w tym polu teraz to strasznie żyć na tym pustkowiu i na tym mrozie, to się wam pewnie każdemu sprzykrzyło. Co do nas tośmy są wszyscy dosyć zdrowi. Na tej karcie to jest z tych trzech jeden nasz nieboszczyk Ignaś, siedzi on po lewej stronie przy stole, a żebyś lepiej to zrozumiał, to go ci oznaczam krzyżykiem obok niego, a drudzy to są jego koledzy. Fotografię jego tylko mamy jedne, więc ci nie przysyłam, gdyż jak byś czasem już nie żył, czego Boże Broń to by mi już nie odesłali a ja bym go już nie miał. Jak się dostanę do Poznania to każę więcej zrobić, to ci jedną mogę dać, a jeżeli Ty masz swoją fotografię to mi jedne przyślij, bo jak byś zginął to choć na papierze będę widział. Polecam cię opiece Bożej i opiece Naświętszej Maryi Pannie - Franciszek Piaskowski” (pisownia oryginalna)
***
Historia Jabłońskich w Ciświcy też nie trwała długo, ale już z zupełnie innych niż w Nekielce względów. W 1927 r. zmarła Magdalena, a dwa lata po niej Józef Jabłoński. Zostali pochowani na cmentarzu w Siedleminie k. Ciświcy.Odchodzili ze świadomością, że gdzieś w dalekiej Francji zostały mogiły synów.
Dziś, przeszło sto lat od tamtych tragicznych wojennych wydarzeń dzięki pomocy organizacji niemieckiej Volksbund wiem, że szczątki Jana trafiły do jednego z wielu bezimiennych zbiorowych grobów, w których pochowano poległych pod Verdun. I raczej nie ma szans na określenie, gdzie dokładnie są prochy chłopaka, który wyruszył na wojnę z Nekielki. Lepsze są wieści dotyczące grobu Michała. Najpierw został pochowany w Verneuil, niedalego miejsca gdzie zginął. W 1922 r. Francuzi przenieśli szczątki poległych żołnierzy na cmentarz w Dormans, 34 km od Reims. Można pojechać, złożyć kwiaty, zapalić znicz...
Po śmierci Magdaleny i Józefa dom Jabłońskich szybko przestał istnieć. Ich dzieci rozproszyły się po Polsce. Żadne z nich nie wróciło do Sędzinka, ani do Nekielki. Wybrały głównie Poznań i Bydgoszcz. Dziś ich potomkowie rozsiani są po całym świecie, również w Australii, a więc tam, gdzie pod koniec XIX wieku osiadła tak duża grupa mieszkańców Nekielki.
GIZELA CHMIELEWSKA
prawnuczka Magdaleny z Dominiaków i Józefa Jabłońskich
Fot. ze zbiorów rodziny Jabłońskich
Magdalena i Józef Jabłońscy z dziećmi – jeszcze w Sędzinku, ok. 1904 r.
Kartka, którą Walentemu Jabłońskiemu przysłał na front pod Verdun kuzyn z Niewierza