Lucyna Idasiak (z domu Komorowska) urodziła się w 1962 roku w Żninie, gdzie ukończyła Liceum Ogólnokształcące im. Braci Śniadeckich. Studia na uczelni będącej dziś Uniwersytetem Przyrodniczym w Poznaniu nie rozbudziły w niej pasji pisania wierszy. Można jednak śmiało dodać, że zainteresowania przyrodnicze stanowią niemałą inspirację jej twórczości. Od napisania pierwszego wiersza do bardziej świadomego i intensywnego pisania upłynęło blisko dwadzieścia lat. W tej podstronie prezentujemy wiersze Pani Lucyny Idasiak o tematyce jesiennej.
Blisko
Przez okno dostrzegam jak w gruszy,
zieleń się w czerwień zamienia.
Czy jeszcze kogoś to wzruszy?
Czy tylko z duszy pragnienia
zachwytu me westchnienie?
Czy twardość serca nie zmiękczy
na barwy jesienne patrzenie?
Piękno nie krzyczy, nie jęczy,
z czasem jednak zanika.
Ślad po nim zostawi trwały
obiektyw przyrodnika
lub choćby wiersz ten mały.
Koncert jesienny
Strojną czerwienią okrył się klon.
Rozpoczął koncert, podając ton.
Jesion przybrany słońca kolorem
bardzo stosownie jak na tę porę,
podjął jesienny temat znajomy.
Z szarością nieba gra światła promyk.
Szura, szeleści bardzo ponętnie
perkusja liści, które wiatr skrzętnie
zmiata, podwiewa i rozdmuchuje.
Muzyczny temat dalej się snuje,
ową aleją złociście-czerwoną,
co pierwsze skrzypce oddaje klonom
w wielkiej orkiestrze października.
Po polach roznosi się ta muzyka.
I póty świetlisty tunel rozbrzmiewa
dopóki liści nie stracą drzewa...
które obsiada już stado wron
i grać przestaje bezlistny klon.
Złoty październik
Zadziwiająco dużo wokół złocistości.
Kolejny październik przynosi kolory radości.
Przyciąga wzrok ciepłem barw, co w słońcu się mienią.
Rozjaśnia smutek co mnie ogarnia jesienią
Czar pryśnie za chwilę, gdy liście opadną
Czy ponure myśli wtedy mną zawładną?
Czy piękno, co mnie urzekło wiatr nie zmiecie,
jak liście rozdmuchując daleko po świecie?
Październikowa mgła
Mglistość poranka tylko senność potęguje.
Z urody jesiennej prawie wszystko ujmuje.
Zostawia jednak tajemniczość wielkiej chmury,
która, gdy tak stopniowo wznosi się do góry,
odsłania coraz dalsze plany krajobrazu,
przydając mu na powrót barwnego wyrazu,
co w moich oczach ranną mgłę nobilituje,
bo zdaje się, że ona obrazy maluje.