Poezja w maju -
wiersze Lucyny Idasiak
Porządki
Zbliżając się do pięćdziesiątki
zaczęłam robić w sobie porządki:
Codziennie już od samego rana,
uwielbiam Pana.
Dziękując za to co dostaję,
nie utyskuję, że życie nie rajem.
Pamiętam przecież, że jestem kochana
poprzez świata Pana.
Uznając słabość swoją i twoją
Głoszę, że Bóg naszą ostoją.
Jemu daję swoje zmagania.
On się nie wzbrania
Proszę, aby przepadła moja myśl chora,
by w Twojej Łasce trwać do wieczora.
Ktoś większy los mój zabezpieczy,
człeka uleczy.
Moc Sakramentu
zbolała grzechem swoim i cudzym przyjmuję Cię
i nawet jeśli ból nie mija, lepiej go znoszę
nie rozumiem jak to się dzieje
Boże ukryty, Tajemnico Święta
Chciałabym jak Weronika, zwykle jak Szymon idę
a Ty znosisz moje marudzenie
moją niestałość i brak cierpliwości,
dziękuję Ci za to że nie opuszczasz mnie nawet wtedy,
gdy belki nie wyjmuję, a kłują mnie igły w czyimś oku
Rzeczywistości Niewidzialna,
mieszkająca we mnie
zadziwiam się tajemnicą,
próbuję wierzyć Tobie,
a nie tylko w Ciebie
zgodzić się z Tobą,
zaufać Ci
bez zbędnych wyjaśnień
nie tracić energii na buntowanie się,
dlatego przyjmuję Cię
w zmęczeniu,
w słabości
z pragnieniem Szczęścia
Dar nieba
Niech cię wiosenna burza nie oburza.
Oczyszcza powietrze i przynosi wolność
wiosennej radości, która się wynurza.
Daj się jej ogarnąć, dobrze mieć tę zdolność.
Przyda się w chwilach nagłego zwątpienia
jak tęcza, co łukiem wielobarwnym jaśnieje,
wyprowadzając cię ze smutku cienia,
za każdym razem odnawiając nadzieję.
Nie opieraj się nastrojowi wiosny,
bliskiemu zapewne czystej euforii,
który przecież jest zaraźliwie radosny,
pozwalając skosztować Boskiej Glorii.
Wiosna
Na pola kładzie zielenie,
lek na oczu zmęczenie.
Otuchy sercom dodaje
świergotliwym majem.
Tumani zapachów mocą,
słowiczych treli nocą.
Nowe nadzieje budzi,
że warto się potrudzić,
coś zasiać i pielęgnować,
wypełnić treścią słowa.
Pewność odnaleźć taką,
dorównać w locie ptakom.
Las wiosną
Zaproszona przez dęby i sosny szumiące,
słucham dźwięków, które nie bombardują ucha.
Każdej wiosny las zielonością wybucha,
gdy go z większą mocą atakuje Słońce.
Niezawodne zawilce, przylaszczki kwitnące,
o tej porze roku, to jak latem mucha.
Czasem wyskoczy zając, co udaje zucha
lub pary ptasie w skos przelatujące.
Nim ukwieci się podszyt i zapachnie majem,
kiedy kwitnące runo już się zazieleni,
liść z pąka na gałęzi przeobrazi gaje.
Las zaszumi, zakołysze i ścieżki zacieni.
Zanim liście opadną, owoce wydaje.
A wszystko to zasługą słonecznych promieni.
Majowe orzeźwienie
Nasiąka deszczem majowa wiosna.
Chłonie potrzebną wodę radosna.
Odpocząć zmysłom daje od woni
wszelkiego kwiecia co się wyłoni.
Nagrzana ziemia dodaje siły
nie tylko drzewom, co już odżyły,
by swe życiowe spełniać zadanie,
czego początkiem jest zapylanie.
Deszcz niewątpliwie też się przyłoży,
lejąc obficie. Niechaj się mnoży,
wszystko co na tej ziemi oddycha.
Bez tego błogosławieństwa usycha
każda istota tu na tej ziemi.
Odwiecznych praw człowiek nie zmieni.
* * *
Być poetą to tak jakoś głupio.
W mojej rodzinie to się nie zdarza.
To takie nieżyciowe i mało praktyczne.
Nie umiem być praktyczna.
To mi nie wychodzi.
Zwykle mam pełno wątpliwości.
Czy to mi zaszkodzi?
Czy zginę w odmętach nicości?
Daleko mi do wieszczy.
Brak mi orlej perspektywy.
Ale może zadowolę się pozycja kolibra,
spijającego – bagatela – nektar z kwiatów.
Dusza poety
Drga niepokojem twórczym.
Rezonuje gamą uczuć.
Wypracowuje grafiki przeżyć.
Poszukuje komfortu w labiryntach słownych.
Potrzebuje ciszy porządkującej myśli.
Trwa w pokornej wdzięczności.
Pochyla się nad Pięknem,
w służbie Miłości.
Lepszy wariant
Natrętne myśli znowu męczą.
Szukam sposobu by je odgonić.
Niebo nadzieję oznajmia tęczą,
strofa pomoże ją ochronić.
Umysł powróci do równowagi.
Nadmiar wyrazi się stosownie.
Coś wcześniej brane za zniewagi,
dziś już nie uznam tak dosłownie.
Oczyszczająca moc twórczości,
stale na nowo odkrywana.
Czy gorsze to jest od bierności?
i od padania na kolana?
W swoim czasie
Wiosną jakoś mnie nie dziwi
rozkojarzenie uczuciowe
ta pora usprawiedliwi
każde zakochanie nowe
Młodość słynie z niestałości
intensywnych fascynacji,
dopuszcza zmienność w miłości.
Chce dowodzić swoich racji.
Młodości wiosna mija i oto
czas dojrzałości już nastaje,
co uczuć rudę przetapia w złoto,
wspomnieniem tylko kochliwe maje.
* * *
Chodzi mi oto..., by mój język zmuszać
do tego, by wyrazić to co czuje dusza.
By zgodny był z uczucia cieniem wiernym,
zaczerpnąwszy w słów bogactwie niezmiernym.
By tak jak wirus zarażająco skuteczny,
lecz mimo jego wpływu zupełnie bezpieczny,
nie raniąc innych, prawdę uczuć wyzwalał
i tego co święte przenigdy nie skalał.
Z zakamarków duszy ujawniając śmiało
nawet to, co kiedyś tak bardzo bolało.
Słowa zapisane niech to mają w mocy,
by mnie wyswobodzić z wszelkich mroków nocy.
Nie dać się pokonać duchowej ciemności
zmierzając cierpliwie ku bramie Światłości.