Oda do drzewa
O drzewo choćby najmniejsze,
tyś ostoją ptaków jest.
Tobie w glebie najpodlejszej,
gdyś jest sosną – życie wieść.
I nie straszna tobie zima,
kiedy igieł nosisz sto.
Gdy w koronie liście trzymasz
to odradzasz się co rok.
Nie znikaj za sprawą piły,
choć decyzja nie twa rzecz.
Na wyroki nie mam siły.
Któż na cię podnosi miecz?
Cieniem nie zabijesz kata,
jeszcze mu energii dasz,
bo dotlenisz też psubrata,
liściem nie uderzysz w twarz.
Zieleń się i rośnij zdrowo,
radość i otuchę nieś.
Wiatr potrząśnie gałąź nową
ptak zaśpiewa swoją pieśń.
Mocą życia mnie zarażaj
Cierpliwości udziel mi,
gałąź stracisz, się nie zrażaj,
jeszcze wiele w tobie tkwi.
Wiosną się okryjesz kwieciem,
rozanielisz serca dwa,
płatki rychło wiatr omiecie,
nad ranem otuli mgła.
Liściem złotym wnet zaszumisz,
gdy jesienny przyjdzie czas.
Gaz pochłoniesz, hałas stłumisz,
kiedy się zagęścisz w las.
A przecież mi żal....
Odkąd tu mieszkam były
stare, wielkie, dostojne.
Stały zbyt blisko przy drodze,
taka to ich wina.
Nie planowały, ani drogi,
ani chodnika, ani tego,
że nagle zaczną przeszkadzać.
Idąc bezduszną promenadą do nikąd,
wspominam kasztanowce,
pomniki przyrody – którym nie przybito tabliczek.
Wycięte.
Już nie zaznaczą swej obecności kasztanami,
nie zaśmiecą szerokiej, równej asfaltówki.
Drzewo rośnie prawie niezauważalnie,
aż tu nagle zaczyna przesłaniać nam słońce
i wtedy widzimy, że jest.
Ptaki też widzą i przylatują.
Siadają na gałęziach.
Znajdują pożywienie.
Odpoczywają w ukryciu.
Sprawiają radość.
...i nagle zrobiło się jaśniej,
ale ptaki już nie przylatują.
Nie pojawia się dzięcioł, ani zięba
Nie podskoczy pliszka siwa, ani żółta.
Może tylko wróble usiądą na płocie.
Komuś zrobiło się smutno,
a ktoś może tego nie zauważył.
A tak już pachniało lasem...
Ktoś może nie lubi lasu.
Będzie czysto i schludnie.
Poprawiła się widoczność z okna.
Są tacy co patrzą, a nie widzą,
nawet jeśli będzie jaśniej.
Dęby Rogalińskie
Długowieczne, mogą umierać od jednej powodzi.
Nie wiadomo, dlaczego nie wszystkim to szkodzi.
Powalone dęby ze dwieście lat mają,
Inne, starsze, może pięćsetletnie się ostają.
Trwają królewskie drzewa polskiego lasu,
wśród łęgów nadwarciańskich niekrólewskich czasów.
A każde drzewo inny pokrój ma korony,
nie znajdziesz identycznych choćby z jednej strony.
Ten cieszy oko proporcją i delikatnością,
tak różny od kosmatych, widoczną starością.
W głębokie bruzdy kory wdzierając się rzeka
zagraża mocarzom, gnębi jak człowieka.
Bywa, że martwego nie przewróci drzewa.
Bocian w gnieździe nieźle się tu miewa.
Inny konarami skręconymi srodze,
plastyczności krajobrazu dodaje na drodze.
Nad Wartą wsłuchuję się w historię lasu.
Odnajduję spokój w tym zwierciadle czasu.
Brzoza
Brzoza drzewo ulubione
w każdej roku porze.
Już przedwiośniem rozświetlone
pierwszeństwo daje korze.
Gdy się wiosną zazieleni,
drobnymi listki potrząsa
świeżości jej nie przecenisz
modrzew się szyszkami dąsa.
Delikatnością gałązek
zimą nawet nas ujmuje,
nawet gdy ją mróz lodowym
pancerzem wnet skuje,
tak się mieni w słońcu i kołysze dumnie,
że nie wiem czy zimy królową ją ogłosić,
czy jesienną władczynię o złoto poprosić?