RATUJMY DRZEWA, BO DRZEWA URATUJĄ NAS!
Ostatnio coraz więcej mówi się o FITOREMEDIACJI. Termin nowy, ale pojęcie jest stare, bo oznacza po prostu usuwanie przez rośliny zanieczyszczeń z gleby i powietrza. Niedawno Polska otrzymała ogromne norweskie granty na badania poświęcone tematowi, ponieważ nasz kraj przoduje w tego typu badaniach (przede wszystkim prof. Gawroński z warszawskiej SGGW).
A problem zaczyna być palący, bo gwałtownie wzrasta zachorowalność na raka płuc i to u osób, które nigdy nie paliły papierosów. Wg dotychczasowych ustaleń przyczyną choroby są tzw. PYŁY ZAWIESZONE, które w ostatnich latach stały się zanieczyszczeniem powietrza nr 1. Głównym ich sprawcą jest ruch samochodowy – pyły pochodzą ze ścierających się opon, tarcz i klocków hamulcowych a także drobin startego asfaltu. A na dodatek na nich osadzają się cząstki sadzy, węgla i powstające w wyniku spalania się paliw płynnych w silniku aut -węglowodory aromatyczne, dioksyny (niezwykle groźne trucizny!) i metale ciężkie (również niezmiernie toksyczne). Takie drobiny potrafią utrzymywać się w powietrzu nawet przez kilka dni, a w skrajnych wypadkach –nawet parę tygodni! Wnikają wtedy do płuc, a nawet do krwiobiegu.
Jedynym ratunkiem i narzędziem, które możemy wykorzystać w ochronie przed pyłami zawieszonymi są rośliny wychwytujące je z powietrza, bo zatrzymują je na swych liściach, by potem mogły być zmyte przez deszcz, lub spaść jesienią razem z listowiem, a zarazem tworzące żywą zieloną barierę odgradzające mieszkańców od szkodliwych zanieczyszczeń i –co również niebagatelne –od hałasu. Grant na badania ma umożliwić wyselekcjonowanie roślin najbardziej przydatnych do tego celu: odpornych na ekstremalnie trudne warunki panujące na ulicach:
- wysoką temperaturę powietrza (dużo wyższą niż wskazania przyokiennego termometru, bo nagrzewająca się jak piec powierzchnia asfaltu dodatkowo cieplnie promieniuje. (Wystarczy prześledzić różnice temperatur powietrza i powierzchni szosy na termometrze przydrożnym zainstalowanym na szczycie moreny w Brzeźnie: różnice sięgają nawet kilkunastu stopni).
- suszę (zwielokrotnioną jeszcze ograniczeniem możliwości poszukiwania przez korzenie rośliny wilgoci w glebie poprzez zabetonowanie, obłożenie chodnikami i podkład pod asfalt drogi).
- używanie soli do odśnieżania w zimie, która mimo wszystko nie jest obojętna dla środowiska, nie mówiąc już o barbarzyńskim posypywaniu chodników solą kuchenną.
- wreszcie same zanieczyszczenia powietrza – pyły, które osadzając się na powierzchni liścia (a o to nam przecież chodzi!) utrudniają roślinie fotosyntezę.
Jak wykazały badania, najlepiej do tego celu nadają się rośliny wydzielające w różnych swych stadiach lepki sok, a więc – brzoza (o dużej ilości wosku), jesion (zwłaszcza jego odmiana pensylwańska), wreszcie wiśnia ozdobna, kasztan i klon (te 2 ostatnie wydzielają dużo lepkiego nektaru, który świetnie „łowi” zanieczyszczenia. No i przede wszystkim lipa (jeśli jest dużym okazem –nie tak dziwacznie jak ostatnio nie wiadomo czemu ogławianym – to jej 1m2 powierzchni pokryty jest nawet dziesięciokrotną warstwą liści!
Tak zwalczana i tępiona ostatnio popularna topola, która postrzegana jest jako gatunek kłopotliwy (bo jest krucha i krótkowieczna), ma swoje ogromne zalety, bo rośnie błyskawicznie wytwarzając ogromną masę liści i przy tym doskonale nadaje się do fitoremediacji, bo jej młode, rozwijające się listki są lepkie i świetnie wyłapują zawieszone w powietrzu pyły. Z krzewów dobrze znoszą spartańskie miejskie warunki pęcherznica kalinolistna (physocarpus opulifolius), tawuły (spirea), berberysy, lilaki, (syringa) i bez czarny (sambucus nigra). Natomiast z pnączy - winobluszcze, wiciokrzew, i aktinidia (czyli kiwi).
Są już miasta w Polsce (np. Grodzisk Mazowiecki), które świadomie prowadzą politykę nasadzeń roślinnych wychodząc z założenia, że jest to bardzo tani sposób zdobienia przestrzeni miejskiej, a przy tym dający ochronę przed wysuszającymi wiatrami, upragniony cień w lecie i wzmagający profilaktykę zdrowotną.
Natura jest mściwa i nigdy nie przebacza. Zaniedbania na ochronę środowiska, bezmyślne niszczenie przyrody zemści się prędzej czy później, a naprawa szkód kosztować będzie wielokrotnie więcej! No i choroba nie wybiera - na raka płuc mogą zachorować także ci, którzy są bezpośrednio odpowiedzialni za bezmyślną wycinkę, a mieszkańcy ruchliwych ulic (zwłaszcza skrzyżowania ze światłami są szczególnie szkodliwe, bo tam auta często gwałtownie hamują i mocno ścierają się tarcze hamulcowe) winni w dwójnasób zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa choroby.
Tu jeszcze jedna uwaga: dawniej w miastach lansowano tzw. zieloną falę to znaczy, gdy już raz wystaliśmy sobie zielone światło, to mogliśmy jechać bez przeszkód przez kilka skrzyżowań. Teraz - nie dość, że mamy tzw. „inteligentne światła” – zmieniające się na dowolne życzenie i nigdy nie wiadomo, czy warto się wolno toczyć do świateł, czy też trzeba się nieco pospieszyć, by zapewnić płynność ruchu – to jeszcze wymyślono tzw. światła spowalniające –zmieniające się właśnie na czerwone, gdy auto podjeżdża. To zmusza do gwałtownego hamowania, (bo z oddalenia widzieliśmy zielone) – no i „produkcja” drobin tarcz hamulcowych i opon – zapewniona.
Co możemy robić?
- Protestować przeciwko wycinaniu, a także ogławianiu drzew, czyli ograniczaniu powierzchni ich listowia. W naszych warunkach ta dziwaczna moda, (która przyszła z Holandii, gdzie rośliny żyją w zupełnie innych warunkach, bo wody do pobrania mają aż nadto, gdy nasze muszą o nią walczyć) jest zupełnie nieprzydatna, a jak wykazują badania nad fitoremediacją: wręcz szkodliwa i zagrażająca życiu mieszkańców.
- Apelować do władz (nawet na poziomie Rad Sołeckich) o jak najliczniejsze obsadzanie naszych dróg drzewami i krzewami.
- Dbać o już posadzone –przypomnę mój apel sprzed kilku lat o adopcję drzew ulicznych przez szkoły. Udało mi się to przeprowadzić tylko ze szkołą w Gułtowach.
- Uważam, że tak jak w Wielkiej Brytanii powinny być ulgi w podatku od nieruchomości, gdy ktoś obsadza swoją posesję drzewami i krzewami lub/i żywopłotem. A w dużych miastach – tak jak w Anglii – winny być zwolnienia podatkowe nawet za prowadzenie pnączy na fasadach domu, bo one też wyłapują pyły i uczestniczą w fotosyntezie). Możemy zgłosić taki postulat naszym radnym. (Tu uwaga: dlaczego czerpiemy od Zachodu tylko złe wzorce (np. ogławianie drzew z Holandii) a nie bierzemy dobrych?
Wszelka profilaktyka jest tańsza, niż leczenie i rehabilitacja chorych na raka. Tak modne jest pojęcie „społeczeństwa obywatelskiego”. Weźmy więc sprawę naszego zdrowia w swoje ręce.
Elżbieta Guzikowska-Konopińska