Porucznika marynarki Józefa Wojtkowiaka-Aldermana notatki ze służby na morzach, w opracowaniu Wandy Troman, z domu Wojtkowiak (córki)
Porucznik marynarki Józef Wojtkowiak służył w PMW od 2 sierpnia 1920 roku do czasu jej rozwiązania na terenie Wielkiej Brytanii 23 sierpnia 1947 roku, pracując i walcząc w jej mundurze na morzach świata. Niestety, warunki polityczne w których się urodził, wychował i pracował zmusiły go do założenia pierwszego marynarskiego munduru w pruskiej flocie Kaizera w Wilhelmshaven, a ostatniego w angielskim handlowym towarzystwie okrętowym Lamport & Holt w Liverpoolu.
Przechował swój mundur PMW jako rzecz dla niego bardzo cenną, a wiedząc, że sam do Polski już nic wróci, pragnął aby mundur ten dostał się do Gdyni. Jest on obecnie w moim posiadaniu i mam zamiar przekazać go z innymi pamiątkami do Muzeum PMW.
Marynarskie życie powiodło go od wód Bałtyku do wód Urugwaju, przyjmując za motto “Fachowość i dokładność”. Po latach, kiedy spotykałam się w Londynie z jego przełożonymi potwierdzali tę dewizę.
Komandor Stanisław Nahorski osobiście mi mówił " Znałem bardzo dobrze Pani Tatusia (zawsze mówił "Tatusia"), to bardzo rzetelny człowiek z wielką fachową wiedzą". Komandor Bruno Jabłoński mówił "Pani Ojciec to człowiek fachu, fachowiec pierwszej klasy". Kmdr Stanisław Dzienisiewicz: "Ja z Pani Ojcem pływałem, to bardzo dzielny i odpowiedzialny człowiek, a do tego bardzo utalentowany”. I pan Wiesław Krzyżanowski, redaktor Naszych Sygnałów: "Pani Ojciec chwalebnie służył w PMW".
Również angielscy współpracownicy ze stoczni JS WHITE w Cowes wyrażali się podobnie. H.G. Carey (dyr. łodzi) mówił o jego lojalności, rzetelności i energii, które to zalety mogłyby go doprowadzić daleko, ale wybuchła wojna i życie potoczyło się w innym kierunku. A. Hoare (dyr. mech.) uważał Ojca za człowieka prawego, rzetelnie pracującego dla firmy i dla PMW. F.S. Billowes МBE (Tech. Delegate) napisał, że to człowiek lojalny i oddany swej pracy.
Rodzinna Nekla
Józef Wojtkowiak urodził się w Nekli, powiat Środa, woj Poznań, 20 lutego 1898 r. W tym czasie ta część Polski znajdowała się pod zaborem pruskim. Poznań nazywał się Posen, Środa – Schrode, a jedynie Nekla nie miała niemieckiej nazwy
Jego rodzicami byli: Józef Wojtkowiak senior (ur. 24 II 1869 w Stroszkach, pow. Środa, zm. 8 I 1944 w Nekli, pochowany w Nekli) i Marianna Cichońska z Targowej Górki (ur. 17 IX 1874 w Targowej Górce. pow. Środa, zm. 6 Xl 1959 w Gdyni, pochowana na cmentarzu witomińskim). Ich ślub odbył się 21 I 1894 r. w Targowej Górce.
(fotokopia zapisu)
Fot. 1 Zapis aktu śluby Marianny i Józefa Wojtkowiaków. Źródło Arch. Parafii w Targowej Górce
Ojcem Wojtkowiaka seniora był Stanisław Wojtkowiak ur. 9 IV 1833 r. w Stroszkach, żonaty z Ludwiką Sikorską ur. 10 VIII 1836 w Poświątnem koło Giecza, pow. Środa. Wiadomo tylko, że matka Stanisława nazywała się z domu Fromholtz.
Ojcem Marianny Cichońskiej był Ignacy Cichoński ur. 16 I 1844 w Tarnowie koło Kostrzyna, zm. 2 11 1913 r. Był on ujeżdżaczem koni w stadninie w Stroszkach. Jego żona Jadwiga Nowacka ur. 10 VIII 1842 w Targowej Górce, zm. 26 V 1940 tamże.
Matką Jadwigi Nowackiej była Raczyńska, ze szlacheckiego rodu Raczyńskich, ur. w 1820 r. zm. w 1882. Raczyńska pochodziła z tej samej rodziny co Edward - założyciel w 1829 Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu i fundator Złotej Kaplicy w Poznańskiej Katedrze. Jako bardzo młoda panienka poznała się z nauczycielem jazdy konnej z Tarnowa, z którym związała swoje życie. Ten mezalians sprawił, ze musiała żyć już w zupełnie innych warunkach niż reszta jej rodziny. Wnukowie Raczyńskiej wyrośli z dala od bogatych krewnych, jedynie odziedziczyli pewne cechy charakteru i wyglądu, łącznie z bystrym intelektem.
Józef Wojtkowiak junior ukończył szkołę 30 III 1912 r. z wynikiem bardzo dobrym. Wszystkie przedmioty w szkole były wykładane w języku niemieckim, którym Józef władał biegle od dziecka, a tylko w domu i w kościele mówiono po polsku. Józef często służył do mszy św. W szkole wyróżniał się zdolnością do matematyki, ale warunki w których żył, nie pozwalały mu na dalsze studia. Czasami nauczyciel zlecał mu prowadzenie lekcji matematyki w młodszych klasach. Stało się tak za sprawą pewnego zdarzenia. Podczas lekcji matematyki Józef poprawił nauczyciela. Cała klasa zamilkła. Nauczyciel, inteligentny człowiek, ze zrozumieniem przyjął to zdarzenie. Nazajutrz polecił Józefowi prowadzić lekcję, a sam poszedł na wieś po zakupy. Tа sama historia powtarzała się dosyć często. Ludzie we wsi zaczęli nawet opowiadać, że Józef zostanie nauczycielem matematyki w szkole. Bardzo często po lekcjach Józef, a potem młodsi bracia musieli pracować za marny grosz u bogatszych gospodarzy.
Od 1 IV 1014 r. Józef zaczął się uczyć ślusarstwa i kowalstwa u kowala w Kostrzynie, Świadectwo członka Cechu Wspólnego w Kostrzynie otrzymał 1 X 1917 r., już po odejściu do przymusowej służby wojskowej w pruskiej marynarce. Świadectwo to było pierwszym krokiem do dalszych prac na polu techniczno-mechanicznym.
Fot.2. Świadectwo ukończenia szkoły w Nekli w 1912 r. Fot.3. Świadectwo czeladnicze w zawodzie kowala. Kostrzyn 1917.
W Cesarskiej Flocie
W dniu 1 kwietnia 1917 r., w czasie trwania pierwszej wojny światowej, Józef Wojtkowiak, jako 19-letni rekrut-czeladnik ślusarski przyjechał do Hamburga, powołany do odbycia obowiązkowej służby wojskowej. Bardzo bolesne było dla Józefa rozstanie z Rodziną, Matką i Neklą. Wszystko, co mu było najdroższe musiał pozostawić poza sobą. Zaczęło się nowe, nieznane życie, które zapoczątkowało okres wojen i rozstań. Zaczął przymusową slużbę w cesarskiej flocie w wojennym porcie Wilhelmshaven w koszarach dla rekrutów. Służba dla Polaka nie była łatwa z powodu niemieckiej propagandy wojennej. Musiał słuchać wykładów o doktrynie hrabiego Raventlowa, znanego wówczas pisarza na tematy morskie, który rekomendował zatapianie statków handlowych przez cesarskie łodzie podwodne. Uważał on, że statki te mogą przewozić amunicję lub wojsko i powinny być zatapiane. W rzeczywistości tak nie było, ale Niemcy na to nie zwracali uwagi. Ta polityka była podtrzymywana przez rząd, nawet po odejściu jej największego zwolennika adm. Alfreda von Tirpitza w marcu 1916 r. Von Tirpitz miał tak duży wpływ na rząd, że nawet po jego rezygnacji nowy minister marynarki adm. Eduard Von Capelle i ówczesny kanclerz Bethmann Hollweg, chociaż sami przeciwni polityce zatapiania neutralnych statków z powodu obawy przed reakcją USA, w dalszym ciągu używali U-bootów do atakowania bezbronnych siatków handlowych. Niemcy chwalili się swoją bezwzglednością, opowiadając rekrutom o zatopieniu na Atlantyku LUSITANII w maju 1915 r., francuskiego statku VILLE DE LA CIUTAT i należącego do P&O pocztowego statku PERSIA.
Józef modlił się tylko o to, aby nie przydzielono go na łodzie podwodne, ale zdawał sobie sprawę, że i na innych okrętach służba w obcej flocie też nie będzie łatwa. Wiedział już o wyczynach S/S MÖWE, statku zbudowanego do przewozu owoców, a teraz tajnie uzbrojonego i przystosowanego do napadów na statki handlowe.
Okazało się, że techniczny talent Józefa pomógł mu w przetrwaniu najtrudniejszych dni w Wilhelmshaven. Nie wszyscy byli nieprzyjaźni wobec Polaków. Józef władał biegle niemieckim od dziecka i posiadał nieprzeciętne zdolności techniczne. Zauważono jego talent do nauk ścisłych i odesłano na kursy mechaniczne i warsztatowe. To spowodowało pojawienie się zazdrości i nienawiści wśród niektórych pruskich rekrutów i później doprowadziło do bójek z nimi. W Wilhelmshaven Józef Wojtkowiak przeszedł pierwszy trening musztry marynarskiej, a potem zaczął uczyć sie zawodu palacza. Trzeba powiedzieć, że była to bardzo ciężka i niebezpieczna praca, bo w wypadku trafienia torpedą, nie było szans na ucieczkę dla tych, którzy pracowali w maszynowni i kotłowni pod pokładem .
Polacy nie mogli, jak to było w zaborze rosyjskim, awansować na stopień oficerski, jeżeli nie mieli powiązań rodzinnych z Niemcami. Z drugiej jednak strony, ci bardziej uzdolnieni mogli otrzymać doskonałe wyszkolenie techniczne. Takie wyszkolenie otrzymał Józef, które później bardzo było mu pomocne w pracy w PMW. Władze pruskiej Marynarki Wojennej nie były wrogiem edukacji, wręcz przeciwnie, zachęcały zdolnych marynarzy do zdobycia kwalifikacji, czym się bardzo korzystnie różniły od admiralicji rosyjskiej.
Po przejściu okresu rekruckiego służył bardzo krótko na lekkim krążowniku EMDEN, należącym do klasy Königsberg. Okręt ten zbudowany był w stoczni AG Weser w Bremen w latach 1914-16, miał wyporność 7125 ton i maksymalna szybkość 27.7 węzłów.
Potem Wojtkowiak służył na treningowym okręcie SMS NYMPHE, należącym do klasy Gazellc, zbudowanym w 1898-1900 w Stoczni Germania w Kielu. Do 1914 SMS NYMPHE był okrętem wojennym służącym do obrony wybrzeża. Od 1916 służył jako koszary dla rekrutów i okręt treningowy.
Po odbyciu stażu na SMS NYMPHE Wojtkowiak został przydzielony jako palacz do flotylli dużych łodzi torpedowych: S-16 i V-159 na Morzu Północnym.
Lódź torpedowa S-16 należała do klasy VI. Lódź ta była zbudowana w stoczni F. Schichau w Elbingu w 1911-1913, miała wyporność 695 ton, jej długość 71.5 m, szerokość 7.34m, maksymalna szybkość 34.0 węzły. Wodowana była 20 kwietnia 1912, oddana do użytku 1 października 1912, a w 1917 służyła we flotylli patroli. W końcu 1917 rozpoczął na niej służbę Wojtkowiak.
W czasie wojny na morzu pewnego dnia, podczas burzy, fala zmyła Józefa z pokładu S-16, ale następna, jakby wspomagająca, przywróciła go na okręt. Od tej pory zaczął wierzyć, że życie jego będzie związane z morzem i że na morzu znajdzie szczęście.
Podczas służby Józef, z powodu jego umiaru i taktu, na ogół dobrze był traktowany przez kolegów, jednak jeden z nich bardzo mu zazdrościł sukcesów od pierwszych dni służby. W drugiej połowie stycznia 1918 r. na S-16 zdarzył się następujący wypadek: jeden z kolegów marynarzy, Niemiec, znający Józefa dodobrze jeszcze z Wilhelmshaven i z SMS NYMPHE, chciał wepchnąć go do paleniska. Przedtem już nie raz dochodziło między nimi do częstych bójek w koszarach rekrutów w Wilhelmshaven. Tym razem motywem było otrzymanie przez Józefa wyróżnienia po ukończeniu kursu palaczy.
Już wcześniej, w okresie rekruckim, podczas treningu na schodach i drabinkach okrętowych, wspomniany Niemiec stojąc na samej górze, a Józef na dole drabinki, złośliwie popchnął nogą drabinkę, tak, że wszyscy rekruci powalili się jeden przez drugiego na Wojtkowiaka. Jak klocki domino. Wypadek ten bardzo pokaleczył Józefowi kostki nóg, przez co nie mógł chodzić przez 2 tygodnie. Bosman prowadzący szkolenie tylko śmiał się do rozpuku z tego “dowcipu”.
Teraz, w czasie walki na śmierć i życie Józef zdecydował, że Niemiec żadną siłą do paleniska go nie wepchnie. W czasie walki jednak został uderzony rozżarzonym haczykiem w prawą nogę (szrama została na całe życie). Haczyk ten wisiał nad paleniskiem, a w czasie przechyłów okrętu na wielkich falach wpadł w ogień i rozżarzył się. Napastnik chwyciwszy rozżażony pręt, uderzył nim Józefa w prawą nogę. Przybiegli koledzy, rozdzielając walczących. Po przybyciu do Hamburga Józef został odwieziony do szpitala. Leczył go lekarz, Polak z Poznania. Głównym lekarzem był oczywiście Niemiec, którego metoda leczenia była odmienna od polskiego lekarza. Niemiecki lekarz radził Józefowi leżeć w łóżku, nie chodzić dużo i odpoczywać w sali szpitalnej. Polski lekarz natomiast zalecał Józefowi uprawiać gimnastykę, dużo chodzić i przebywać na świeżym powietrzu. Mówił: "Ty, synku, słuchaj mnie, a szybko wyzdrowiejesz, wiec rób tak, jak ja ci radzę". Józef, naturalnie, słuchał rad Polaka i bardzo szybko rana na nodze się zagoiła.
W szpitalu wszyscy musieli rozmawiać po niemiecku, a tylko ukradkiem, kiedy nikt ich nie obserwował polski lekarz i Józef mogli sobie porozmawiać po polsku.
Lódź torpedowa S-16 wypłynęła na morze i 20 stycznia 1918 r. o 18.15 na Morzu Północnym w pozycji 54°41N, 06°32E trafiła na minę. Zatonęła z 80 osobową załogą. Józef ocalał, gdyż w tym czasie leczył w szpitalu okaleczoną nogę.
Komisja selekcyjna zaproponowała mu kilkumiesięczny, zaawansowany kurs techniki, matematyki i prac warsztatowych, który ukończył z wynikiem bardzo dobrym. Po kursie Niemcy chcieli zatrzymać Wojtkowiaka na stałe w Pruskiej Flocie obiecując mu karierę. Dla odbycia stażu został przeniesiony na drugą dużą łódź torpedową V-159, należącą do klasy G 96. V-159 była zbudowana w stoczni AG Vulcan w Szczecinie w 1917 r., posiadała wypornos'ć 1236 ton i maksymalną szybkość 32.5 węzła.
Duża łódź torpedowa V-159 była wodowana 1 listopada 1918 r. będąc tylko w 40% gotowa. Została wyłączona ze służby 3 listopada 1919 r. Sprzedano ją 4 lipca 1920 na złomowanie w Hamburgu.
Na łodzi, na której trzeba było instalować wyposażenie też zdobywał wiedzę o morzu, powiększał wiedzę dotyczącą technicznego oporządzenia okrętu i zaznajamiał się ze skomplikowanym systemem kotłowym i maszynowym. Ta właśnie dziwna ironia losu sprawiła, że wiedzę zdobytą na niemieckim okręcie wojennym, mógł 22 lata później wykorzystać na stanowisku II oficera mechanika na ORP PIORUN walczącym z niemieckim pancernikiem BISMARCK.
Następnie został przeniesiony do VI kompanii I dywizjonu łodzi podwodnych. Otrzymał nowy mundur roboczy i nowy mundur galowy z białymi rękawiczkami. Napis na czapce, która miała dwie wstążeczki z tyłu mówił, że jest marynarzem Unterboots Flotilla. Marynarka munduru galowego miała po 9 guzików z każdej strony, a na rękawach było ich po 6.
Fot.4. Józef Wojtkowiak jr, Hamburg 1918
Skończyła się wojna i mówiono o rozbrojeniu. W morze na łodziach podwodnych już nie wypłynął, jedynie przechodził dalsze kursy mechaniczne i warsztatowe na łodziach i w koszarach.
W Hamburgu osiedlił się brat Ojca Józefa - Andrzej Wojtkowiak, który miał dwie córki i dwóch synów. Starszy syn wracając z Francji w 1918 r. uległ nieszczęśliwemu wypadkowi. Gdy pociąg, wjeżdżjąc na stację zwolnił bieg, kuzyn postanowił szybko wyskoczyć na peron. Niestety, poślizgnął się i wpadł pod koła pociągu, tracąc życie. Na peronie czekał na niego Józef z Wujkiem Andrzejem.
Fot.5. Józef ze stryjecznym rodzeństwem w Hamburgu
|
Józef Wojtkowiak został zwolniony do cywila 12 czerwca 1919, o czym świadczy dokument demobilizacyjny, który właściwie jest świadectwem dobrego sprawowania (Führungszeugnis) nr. 134/17 wydany w Kilu tego samego dnia. Mówi on, że palacz flotylli torpedowców Józef Wojtkowiak, obywatel pruski, służył w cesarskiej flocie od 1 IV 1917 do 12 VI 1919 i zakończył służbę z ogólną oceną bardzo dobrą i nigdy nie był za nic karany.
Fot.6. Świadectwo ukończenia służby w pruskiej flocie. 1919.
Zaraz po otrzymaniu zwolnienia z pruskiej marynarki wojennej Wojtkowiak wyjechał z Kielu (Kilonii) do pracy w kopalni w Westfalii, gdzie miał krewnych ze strony Matki, której siostra Rozalia Matuszak mieszkała w Herten. Po trzech tygodniach przeprowadził się z Herten do Bochum. Po odbyciu terminu zapisał się 27 VIII 1919 na członka Cechu Wspólnego Górników w Bochum (Allgemeiner Knappschafts- Derrein zu Bochum) i otrzymał zaświadczenie nr W 72079, które dawało mu prawo do pensji.
Praca w kopalni zapewniała jemu dobre usytuowanie i otrzymanie szybkiego awansu. W kopalni warunki były dobre. Panowała czystość. Wszyscy po pracy codziennie chodzili do nowoczesnej łaźni, do której mydło i ręczniki dostarczała kopalnia. Górnicy przebierali się w czystą bieliznę i ubrania. Józef przebywał tam do początku lutego 1920 r., lecz sam nie widział już przyszłości dla siebie w Niemczech. Praca w kopalni węgla w Westfalii nie zadawalała byłego palacza flotylli torpedowców cesarskiej floty, a szczególnie wtedy, gdy odradzała sie nowa Polska. Stęskniony za krajem wrócił do Nekli. Tak zakończyła się przymusowa służba Wojtkowiaka w cesarskiej flocie wojennej i jego pobyt w Niemczech.
Pięć miesięcy w III Batalionie Morskim
Pierwsze dni w Nekli były bardzo trudne, ponieważ był bezrobotnym, ale po 2 tygodniach dostał tymczasową pracę w cegielni, a potem od 1 III do 1 VIII 1920 pracował jako kancelista w Sądzie Powiatowym w Poznaniu. Zachował się z tamtego okresu następujący dokument: Prezes Sądu Apelacyjnego, 1 D IV Gen 330, Poznań. 19 V 1920. POWOŁANIE. Powołuję Pana z dniem 1 V 1920 na nieetatowego kancelistę sądowego do Sądu Powiatowego w Poznaniu, za dyetami płatnemi miesięcznie z dołu, równającemi się poborom klasy 14, wedle dekretu Komisarjatu Naczelnej Rady Ludowej, o klasyfikacji urzędników z dnia 31 VII 1919 (Tyg. Urzęd. 34-19) i z miesięcznem wypowiedzeniem. Zaadresowane do Pana Józefa Wojtkowiaka przy Sądzie Powiatowym w Poznaniu.
Po odejściu z pracy otrzymał następujące zaświadczenie: "Pan Józef Wojtkowiak zajęty był od 1 marca 1920 do 1 sierpnia 1920 jako kancelista przy tutejszym Sądzie Powiatowym co się niniejszym potwierdza. Poznań, dnia 27 maja 1924. Biuro Prezydialne Sądu Powiatowego. Podpisał Naczelny Sekretarz Zaporowski."
Fot. 7. Zaświadczenie o pracy w Sądzie Powiatowym w Poznaniu
Słysząc o powstawaniu polskiej marynarki, Józef Wojtkowiak zgłasza się 2 sierpnia 1920 r. na ochotnika do służby w PMW i tego dnia zostaje włączony do III Batalionu Morskiego I Pułku Morskiego w Toruniu. Był jednym z kilku, którzy mieli doświadczenie morskie, więc dowódca batalionu Włodzimierz Steyer zatrzymał go przy sobie. Oto co sam pisze w pamiętniku "III Batalion Morski wobec braku ludzi został sformowany później - dopiero 12 sierpnia 1920 r., jego dowódcą został kpt. mar. Steyer Wł. Mój III Batalion był na wojnie z bolszewikami."
W okolicach Brodnicy grasowały bandy bolszewickie, starające się przedostać do Prus Wschodnich. Po zajęciu Brodnicy przez III Batalion część marynarzy, w tym i Wojtkowiak, otrzymali zadanie udania się za miasto szukać nieprzyjaciela. Robiło się ciemno, więc stało się nieprzyjemnie, a kiedy zobaczyli zbliżających się konnych, pędzących wprost na nich, serca ich mocniej zabiły. Zaczęła się strzelanina, ale bardzo szybko obie strony wystrzelały swoje zapasy amunicji. Nagle ukazał się przed nimi wielki parkan czy płot, coś w rodzaju muru. Żaden z koni nie chciał tego przeskoczyć. Do tego wszystkiego żadna strona nie miała już naboi, więc zostały im tylko szable. Wojtkowiak i jeszcze paru innych popędzili wzdłuż muru, ścigając się z biegnącymi z drugiej strony bolszewikami, obrzucając się nawzajem w trzech językach; polskim, rosyjskim i niemieckim, niecenzuralnymi epitetami. Dalej rozdzieliła ich rzeka. Grupa Wojtkowiaka wróciła do Brodnicy.
Za potyczkę pod Brodnicą, dzielność i wykazanie inicjatywy w bojowej sytuacji Józef Wojtkowiak dostaje medal "Na polu chwały. Walecznym 1920". Za udział w wojnie bolszewickiej otrzymał też medal "Polska swemu obrońcy 1918-1920".
W październiku tego roku wrócili do Torunia, gdzie spędzali czas na treningu. Wojtkowiak dużo czasu poświęcał na naukę języka polskiego, historii i literatury. Język polski znał dobrze w mowie, ale był przyzwyczajony pisać po niemiecku, tak jak ci z carskiego zaboru byli przyzwyczajeni do języka rosyjskiego. Teraz była okazja nauczyć się poprawnie pisać po polsku, z której młodzi marynarze chętnie korzystali.
Pięć miesięcy, które spędził w III Batalionie Morskim wspominał bardzo mile, a szczególnie wyżywienie, które było o wiele lepsze niż to, które musieli jeść pod przymusem i bez narzekań w cesarskiej flocie.
Kanonierki
Po wojnie bolszewickiej Józef Wojtkowiak został przeniesiony do Pucka, gdzie zameldował się 7 XII 1920. Tam też od 1921 r. zaczął służbę jako st. mar. mechanik na ORP MEWA, poniemieckim trawlerze zakupionym w Danii. Wchodził w skład załogi maszynowej udającej się po odbiór MEWY z Gdańska . Po przybyciu okrętu do Pucka w 1921 r. poznał się z legendarnym działaczem niepodległościowym na Pomorzu w latach 1917-1920, księdzem Józefem Wryczą (1884-1961) i od tego czasu często służył do mszy św. odprawianych przez księdza.
Fot. 8. W połowie lat 20. XX wieku bosmanmat J. Wojtkowiak był kierownikiem maszyn na trałowcu ORP Mewa. Fot. ze zbiorów Mariusza Borowiaka
W listopadzie 1924 r. z ramienia PMW został skierowany służbowo do Gdańska, ponieważ bardzo dobrze znał jeżyk niemiecki i równocześnie posiadał odpowiednie przygotowanie techniczne po kursach w marynarce niemieckiej. W związku z budową Polskiej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte przedstawiciele PMW często udawali się tam w sprawach służbowych. Pewnego dnia Józef Wojtkowiak idąc ulicami miasta został zaatakowany w biały dzień przez młodych wyrostków niemieckich, którzy nie mogli znieść widoku polskiego munduru. Był jednak silniejszy od nich, więc ich odpędził, a że mówił po niemiecku lepiej od nich, to się jeszcze bardziej rozzłościli. Zobaczył, że stojący obok policjant gdański widząc ten napad odwrócił się i udał, że nie widzi chuligańskiego ataku. Wypadki napadów na polskich marynarzy w mundurach zdarzały się w Gdańsku dosyć często i w końcu wszyscy wyjeżdżający służbowo do Gdańska otrzymali radę ubierania się po cywilnemu.
15 listopada 1924 r. będąc w Gdańsku Wojtkowiak udał się do zakładu fotograficznego "Fotohans, Ahstalt Erich Schwartz. Danzig" i poprosił o zrobienie fotografii w mundurze PMW. Fotograf nie wiedział co ma odpowiedzieć. Z jednej strony chciał mieć klienta, a z drugiej nie chciał, aby posądzono go o zażyłe kontakty z przedstawicielami PMW. Aby nikogo nie było w tym czasie w studio zabezpieczył się przez wywieszenie etykietki: "Geschlossen", "Zamknięte".
Wojtkowiak ożenił się 25 V 1925 r. w Lesznie z Henryką Eleonorą Patulską ze starej poznańskiej rodziny Gurbadów, posiadających gospodarstwo w Niekielce. Henryka urodziła się 19 I 1902 r. w Berlinie przy Schulstrasse. Jej matka Józefa Gurbada Patulska była kierowniczką Domu Mody w Berlinie. Po ślubie zamieszkali w Wejherowie przy ulicy Piłsudskiego 13.
Fot.9. Henryka i Józef Wojtkowiakowie w dniu ślubu 25 maja 1925 r.
7 XI 1927 r. urodził się im syn Marian Czesław.
Fot. 9.a. Henryka i Józef z synem Marianem Czesławem. Wejherowo, 14 lipca 1928.
W lutym 1929 r. Henryka Wojtkowiak beznadziejnie zachorowała na gruźlicę i po 6 tygodniach choroby zmarła 29 III 1929 r. w Wejherowie i tam została pochowana. Po śmierci żony synem zaopiekowała się siostra Józefa, Aniela Wojtkowiak z Nekli.
W 1925 Józef Wojtkowiak służył jako bosmanmat mechanik na kanonierce ORP GENERAŁ HALLER pod dowództwem Eugeniusza Pławskiego, późniejszego dowódcy ORP PIORUN. (E. Pławski mieszkał wtedy w Sopotach, a później w Gdyni przy ulicy Świętojańskiej). "W maszynowni oprócz Krefta mieliśmy bosmata Wojtkowiaka, st. mar. Iglantowicza, st. mar. Dworniaka i jeszcze paru doświadczonych marynarzy, reszta to byli rekruci." - tak pisze E. Pławski w artykule "Wspomnienia historyczne na wesoło", Nasze Sygnały nr 94, st.- kw. 1959). Wojtkowiak był członkiem załogi maszynowej ORP GENERAŁ HALLER w czasie oficjalnej wizyty okrętu w Estonii i na Łotwie w pierwszej połowie czerwca 1925 roku..
W czasie podróży do Estonii była ogromna burza i zepsuło się dynamo, w rezultacie czego na okręcie zapanowały egipskie ciemności. "W międzyczasie na dole w maszynowni kpt. Herman w towarzystwie Wojtkowiaka, Iglantowicza i paru niedobitków - bez przerwy pełniąc służbę wachtową od momentu opuszczenia Gdyni - próbowali odszukać przyczynę uszkodzenia dynamo." (NS94. styczeń-kwiecień. 1959. ibid.). Kanonierki wróciły z podróży zagranicznej 24 czerwca 1925 r.. (NS18. styczeń-maj. 1969. str. 22).
W wyniku sztormowej podróży na ORP GENERAŁ HALLER do Estonii i na Łotwę oraz pod wpływem swoich doświadczeń i przeżyć na morzu Józef napisał taki wiersz:
"Rozdarła się burza,
nad statkiem chwiały się chmury –
Cielska olbrzymie i ciemne jak kir.
Maszt piorun roztrzaskał,
a żagle w kawały darł wicher.
W dole od piany aż biały
jak wściekły szamotał się wir.
Bałwanów pierś ciężka na pokład się kładła,
A w górze jak sępy lecące na żer,
Bój wiodły orkany i śmierci widziadła stawały na falach."
Fot.10. W 1925 roku J. Wojtkowiak pełnił obowiązki bosmanmata mechanika na kanonierce ORP Generał Haller. Kanonierka podczas wykonywania ćwiczeń, w głębi Kamienna Góra. Fot. ze zbiorów Mariusza Borowiaka & Horacego Unruga
W 1925 r. w Gdańsku Józef Wojtkowiak kupił techniczną broszurę z obliczeniami w języku niemieckim. Obliczenia i tabele mechaniczno-matematyczne ułożone są w taki sposób aby łatwo było się nimi posługiwać. Był wtedy bosmanem, o czym świadczy jego podpis na tej broszurze. Później z tą broszurą wyjechał do Francji i korzystał z niej przy budowie WICHRÓW i ŻBIKA.
Do 1 marca 1927 r. służył na ORP GENERAŁ SOSNKOWSKI, który był okrętem szpitalnym, a następnie na ORP KOMENDANT PIŁSUDSKI (kanonierka) już jako bosman-mechanik.
1 marca 1927 Wojtkowiak otrzymał list z Ministerstwa Przemysłu i Handlu Nr. MZ 802 komunikujący że Komisja Kwalifikacyjna przyznała mu dyplom mechanika III klasy, który będzie wysłany po otrzymaniu 7 zł. 60 gr. opłat stemplowych. List podpisał naczelnik wydziału H. Pistel. List był zaadresowany do Pana Józefa Wojtkowiaka, Gdynia, ORP GENERAŁ SOSNKOWSKI. Następny list z Ministerstwa Przemysłu i Handlu, również podpisany przez H. Pistela z dnia 9 marca 1927 był zaadresowany do Pana Józefa Wojtkowiaka. Bosmana ORP KOM. PIŁSUDSKI i mówił: "Ministerstwo przesyła Panu dyplom mechanika III klasy za nr. 12 z prośbą o nadesłanie pokwitowania odbioru."
8 marca 1927 otrzymał dyplom mechanika III klasy. Oto ten dokument:
Warszawa, d. 8 marca 1927. Ministerstwo Przemysłu i Handlu. Departament Marynarki Handlowej, Nr. MZ 12. Dyplom. Na mocy Ustawy o stanowiskach oficerskich w polskiej marynarce handlowej z dn. 6/У1. 1923 r. (Dz. Ustaw Nr. 75/23) Ministerstwo Przemysłu i Handlu nadaje p. Józefowi Wojtkowiakowi stopień mechanika III klasy. Za ministra: G. Legowski. p.o. Dyrektor Departamentu.
Z tego okresu zachowała się książka, którą Wojtkowiak wywiózł z Gdyni do Anglii 11 sierpnia 1939 roku na s/s WARSZAWA: jest to wydawnictwo w 5-ciu broszurach: wydane przez Wyd. Centr. Zakł. Zaop. Saperów. Warszawa. 1927, zatwierdzone przez I Wiceministra Spraw Wojskowych i Szefa Administracji Armii do użytku służbowego. Dep. V. W. T. L. dz. 15409/26 Sap. z dn. 10/VIII 26 г.: Ilustrowane Słownictwo Narzędziowe.
Oprócz tego zatrzymał sobie na pamiątkę jedną książeczkę w języku niemieckim ze swoim podpisem, kiedy był bosmanem. Są to wspomniane wcześniej tabele mechaniczno-matematyczne.
CNF (Chantiers Navals Français). Pijemy Calvados.
2 kwietnia 1926 w Paryżu została podpisana umowa na budowę we francuskiej stoczni CNF dwóch niszczycieli ORP WICHER i ORP BURZA o wyporności 1600 ton każdy i trzech podwodnych stawiaczy min (WILK. ŻBIK i RYŚ) o wyporności 1000 ton każdy. Przewodniczący Komisji Nadzorczej Budowy Okrętów we Francji komandor inż Xawery Czernicki mianował swoim zastępcą kdra por. Stanisława Rymszewicza. (ur 30 VI 1890 w Wilnie - zm 5 II 1973 w Gdyni). W 1927 Wojtkowiak poznał się z nim w czasie pracy. (Korespondowali do śmierci, ostatni adres kdr Rymszewicza: Gdańsk-Oliwa, ul. Polanki 29/2). Kmdr obserwując Wojtkowiaka przy pracach mechaniczno-warsztatowych doszedł do wniosku, że to właśnie on najlepiej będzie nadawał się na członka Komisji Nadzorczej przy budowie polskich okrętów w Blainville i w Caen we Francji w stoczniach Chantiers Navals Francais.
Wyjazd z Gdyni nastąpił 17 czerwca 1928 r. Józef Wojtkowiak udał się najpierw do Tulonu dla odbycia stażu w stoczni Arsenał i na okrętach typu ORAGE. Służył również na francuskich okrętach TROMBE i OURAGAN. Ten ostatni służył pod polską banderą podczas drugiej wojny światowej od 18 VII 1940 do 30 IV 1941. kiedy to został oddany wolnym Francuzom.
W Tulonie Wojtkowiak (Le Maitre chauffer) pracował razem z Morgensternem (Monsieur Morgenstern Capitaine cle Corvette de la Marinę Polonaise) i Riegerem (Le Maitre Principal de la Marinę Polonaise). Wszyscy trzej opuścili w Tulonie okręt OURAGAN 22 sierpnia 1928 po obiedzie, po odbyciu na nim stażu.
Po przybyciu do Blainville w drugiej połowie 1928 r., podczas pracy Wojtkowiak poznał się z prof. Aleksandrem Rylke. (ur w 1887 w Równem, zm 23 1 1968 w Gdańsku, ukończył szkołę inżynierną w Kronsztacie w 1909), który później razem z dowódcą floty Józefem Unrugiem zarekomendował Józefa Wojtkowiaka jako członka następnej Komisji Nadzorczej w Cowes w 1935 r. Wojtkowiak stale mieszkał w Blainville, ale często przebywał przez dłuższy czas w Caen. Jego przełożonym był wtedy prof. Rylke i pracowali wspólnie nad wmontowaniem kotłów na BURZĘ.
Józef Wojtkowiak 12 czerwca 1929 r. uzyskał francuskie prawo jazdy na motocyklach (nr 25235), a 16 czerwca 1931 prawo jazdy na autach (nr 36195) w departamencie Calvados. Umiejętność prowadzenia aut bardzo pomogła Józefowi w późniejszym zaznajamianiu z okolicą polskich studentów politechnik, przyjeżdżających do francuskich stoczni na praktykę.
Foto 10.a. Francuskie prawo jazdy Józefa Wojtkowiaka
Pewnego razu, kiedy po zwiedzeniu Le Havre, późnym wieczorem wracał motocyklem do Caen, w okolicy Deauville wjechał na niewidoczny kamień i został rozpędem zrzucony do rowu. Motocykl się rozstrzaskał, ale nie Wojtkowiak. Na szczęście nic mu się nie stało, ale na motocyklach potem nie chciał jeździć. Dlatego też wyrobił sobie później prawo jazdy na automobilach.
Po pracy Wojtkowiak starał się znaleźć czas na rozmowy z miejscowymi mieszkańcami i w ten sposób zapoznawał się z językiem i obyczajami rejonu Calvados. W Gdyni, jeszcze przed wyjazdem do Francji, zaczął uczyć się francuskiego z samouczka, a oprócz tego zawzięcie czytał francuskie książki, gazety i czasopisma techniczne. Był przekonany, że właśnie przez czytanie gazet i książek zdoła zgłębić tajniki tego języka. Miał rację, łatwo jest turystom nauczyć się paru słów i wyrażeń niezbędnych w czasie krótkiej podróży, ale o wiele trudniej jest przyswoić sobie obcy język i posługiwać się nim biegle w pracy, a w dodatku być tłumaczem. Nie wszyscy chcieli albo potrafili nauczyć się mówić po francusku. Wielu robotników z Polski, nawet dość dobrze zarabiających w hucie Mondeville, w żaden sposób nie potrafiło oswoić się z tym językiem. Prawdę mówiąc mogli się obejść bez znajomości francuskiego, ponieważ w hucie wymagano od nich jedynie podpisu pod zaświadczeniem o miesięcznym wynagrodzeniu. Francuski płatnik czytał im ile się należy za pracę, więc wielu znało tylko pewne słowa oznaczające cyfry, a i to błędnie. Jeżeli potrzebowali wyjaśnień wzywali wówczas Wojtkowiaka jako tłumacza i doradcę. Niektórzy z nich używali śmiesznych wyrażeń, myśląc, że takim sposobem wyrażają się poprawnie po francusku. Takich nazywano «Wicek Sękaty», co jest zniekształconą formą francuskiego słowa «cinque», pięć. A Wicek, oznaczało człowieka nie potrafiacego mówić po francusku. Również, jeżeli w stoczni potrzebowano tłumacza do spraw technicznych to zawsze proszono Wojtkowiaka o pomoc. Miał opinię najlepszego technicznego tłumacza. Dlatego też, kiedy studenci z polskich politechnik przyjeżdżali na naukę do francuskich stoczni, oddawano ich pod opiekę właśnie Wojtkowiakowi. Ten zaznajamiał ich ze sprawami technicznymi i zapoznawał z regionem. Poświęcali wiele godzin na zaznajamianie się ze skomplikowanymi aspektami budowy okrętów, a dla rozrywek po pracy jeździli po okolicy autobusami, czasami na motocyklu lub w aucie Wojtkowiaka. Odwiedzali restauracje, nauczyli się jeść ostrygi połykajac je żywymi i popijali calvados. Tak więc Wojtkowiak był opiekunem, mentorem i doradcą polskich studentów z politechnik.
Foto. 10.b. Józef Wojtkowiak ze studentami z Polski podczas budowy Wichra i Burzy . Bleinville, 1930.
Wojtkowiak pracował bardzo sumiennie nadzorując budowę WICHRA i BURZY w stoczniach w Caen i Blainville, gdzie z jego techniczną wiedzą liczono się i brano pod uwagę jego fachowe opinie.
Prof. Aleksander Rylke rezydował wtedy w Le Havre, dojeżdżał do Caen i do Blainville. Był kierownikiem działu kadłubów.
Rola Wojtkowiaka zarówno w pracy jak i po pracy była doceniona przez tych. którzy go znali. Prof. Rylke w książce "W służbie Okrętu" (str 171-172) pisze o popularności Wojtkowiaka wśród mieszkańców Caen. (NS 170).
Bardzo sie lubili i szanowali. Przyjaźń ta przetrwała do końca ich dni. Korespondowali aż do śmierci. Ostatni adres prof. Rylke: Gdańsk, ulica Parkowa 8.
Jerzy Pertek w swojej książce "BURZA weteran atlantyckich szlaków (str. 14) "Nadzór bezpośredni nad budową BURZY (kadłuba, kotłów, turbin itd.) sprawiali członkowie komisji, których skład i liczba ulegały pewnym zmianom. Stale rezydował w Blaiiwille st. bsm. Józef Wojtkowiak, budowę kadłuba doglądał kmdr ppor. Aleksander Rylke dojeżdżający z Le Havre..."
Wyjątek z książki S M Piaskowskiego "Kontrtorpedowce WICHER i BURZA” (s.4): "Oprócz tego w pobliżu stoczni Blainville znajdowała się stała placówka Komisji Nadzorczej. Jej rezydentem był st. bosman (mianowany w 1933 r. chorążym marynarki, a w czasie wojny podporucznikiem) Józef Wojtkowiak."
Po latach Wojtkowiak podyktował p Robinie Macfarlane, 46 Molesworth Rd. Millbridge. Stoke. Plymouth: "From 1928 until 1932 I was working in France (Blainville and other towns) near Caen, being a resident Member of the Supervisory Commission in conjunction with the firm Chantiers Navals Francais. manufacturing ship boilers. (ORP BURZA). Whilst I was there, it was discovered that the construction of the boilers was
Defective; the firm approached me with the suggestion that I should testify to the contrary! This I refused to do with the result that they had to pay a fine of one million francs." (sic).
Stosunki służbowe z przedstawicielami stoczni CNF nie zawsze układały się dobrze. Pojawiały się trudności w wykonywaniu polskich zamówień i dostosowywaniu się do polskich wymagań. Wojtkowiak opowiadał, że górne walczaki kotłów BURZY wyprodukowano zdeformowane (zowalizowane). Kiedy to wykrył w obecności przedstawiciela firmy CNF, ten wybuchł śmiechem, starając się tym powiedzieć Wojtkowiakowi, że nie jest specjalistą od kotłów. Jednak Wojtkowiak był przekonany o swojej słuszności, gdyż miał już za sobą bogate doświadczenie zawodowe. Musiały być wyprodukowane nowe kotły, co było wielkim ciosem finansowym dla stoczni. Stocznia zmuszona była zapłacić karę i może z tych powodów w parę lat później zbankrutowała.
Wodowanie WICHRA nastąpiło 10 lipca 1928, a wodowanie BURZY 16 kwietnia 1929 r. W obu tych uroczystościach uczestniczył Józef Wojtkowiak.
W 1928 z okazji Dziesięciolecia RP st. bosman Józef Wojtkowiak otrzymał BRĄZOWY KRZYŻ ZASŁUGI (Nr Krzyża Zasługi 9837/Or z 10 XI 1928.), MEDAL X-LECIA i MEDAL Z PIŁSUDSKIM 1918-1928.
Oprócz udziału w budowie okrętów ORP WICHER i BURZA st. bos. Józef Wojtkowiak był także wyznaczony do nadzorowania budowy łodzi podwodnej ORP ŻBIK w stoczni CNF w Blainville. W tym samym czasie Francuzi zapraszali go do oglądania budowy ich łodzi podwodnych. Józef był obecny podczas ceremonii opuszczania na wodę jednej z francuskich łodzi podwodnych w CNF w Caen 22 maja 1931 r. Zachowała się z tego dnia fotografia pamiątkowa z datą i miejscem, zapisanymi ręką Józefa.
W marcu 1932 r. BURZA przypłynęła do Cherbourga na przeprowadzenie prób. 8 marca 1932 odbyła się parada i oficjalny obiad w klubie marynarki francuskiej. Starano się utrzymać oficjalnie uprzejmy nastrój , o czym świadczą liczne fotografie zrobione w tym dniu przez René Havet, 1, Rue Louis XVI. 1 - Cherbourg.
Potem odbyła się msza św. na okręcie. Odprawił ją kapelan PMW ks. Władysław Miegoń (obecnie Błogosławiony), do której służył Wojtkowiak.
Foto.11. Msza św. na ORP Burza w dniu 8 marca 1932 r. Z prawej Józef Wojtkowiak.
25 sierpnia 1932 r. 5 polskich okrętów składa oficjalną wizytę w Sztokholmie. Józef Wojtkowiak jest gospodarzem maszyn na ORP WICHER. Na okręcie tym służył bardzo krótko, gdyż po powrocie ze Sztokholmu od drugiej połowy 1932 do 1934 pracuje na ORP BURZA jako st. bosm. mech. W 1933 zostaje mianowany bosmanem floty. (Rozk. nr. 62 z 4 XI 1933.)
W 1934 pracuje w Kadrze Szeregowych Floty pod dowództwem kmdr. Ppor. Kazimierza Kozana.
Pani Szefowa
Pierwsze w Odrodzonej Polsce kasyno PMW na Oksywiu zostało uroczyście otwarte przez dowódcę floty, kmdra Józefa Unruga w 1932 r. Przy wejściu został on i jego świta, w której m.in. był ppor. mar. Franciszek Pitułko, powitany przez kierowniczkę kasyna, panią Kazimierę Irenę Żurawską (1898 - 1990), ubraną na tę okazję w nową białą suknię i srebrny zegarek - prezent zaręczynowy od Piotra Żurawskiego, i poprowadzony do głównej sali, w której stały wspaniale przygotowane stoły z zakąskami i napojami. Nie wpuszczano psów do kasyna, toteż duży wilczur kmdra Unruga “Komin” i biały szpic Pani Szefowej “Mikuś” zostały na dworze.
Od pierwszego dnia objęcia kierownictwa nazywano p. Żurawską "Panią Szefową" i nazwa ta przetrwała lata, już po jej odejściu z kasyna. Kiedy obchodziła swoje 90-te urodziny w Plymouth dostała od znajomej z Gdyni pozdrowienia, zaadresowane do Pani Szefowej.
Na otwarciu kasyna było obecnych wielu późniejszych sławnych ludzi morza, tych, którzy budowali podstawy PMW, a później w czasie wojny wsławili się na morzach świata. Po otwarciu kasyna stali się jego częstymi bywalcami. Oto niektórzy: Józef Boreyko, Borowy, Stanisław Brychcy, Piotr Bukraba, Jan Chmara, Czech, Władysław Duch, Robert Dyduch, Dziabas, Stanisław Dzienisiewicz, Aleksander Falkowski, Wacław Fara, Ottokar Feika, Józef Filipowicz, Foterek, Józef Grzonka, Ferdynand Herman, Ludwik Inglatowicz, Bruno Jabłoński, Jerzy Jurkowski, Leon Kmitkowski, Tadeusz Konarski, Kazimierz Kozan, Kreft, Ryszard Ksionżek, Jan Lang, Heliodor Laskowski, Stanisław Lee, Władysław Lech, Józef Leszczyński, Walenty Lewicki, Lisowski, Zygmunt Luterek, Łomidze, Łoś, Kajetan Łowczynowski, Wacław Maciesowicz, Eugeniusz Maybaum, ksiądz Władysław Miegoń, Aleksander Mohuczy, Stanisław Nahorski, Florian Napierała, Franciszek Natanek, Jan Nowak, Stanisław Patalas, Franciszek Pitułko, Franciszek Piwoni, Wacław Poważe, Stanisław Przybylak, Reyman, Stefan Rojewski, Aleksander Rylke, Stanisław Rymszewicz, Antoni Sobczyk, Jan Sroka, państwo Staśkiewiczowie, Aleksander Trzyna, Walenty Tyra, Józef Unrug, Józef Wieczorek. Stanisław Wieczorkiewicz, Tadeusz Wodziczko, Józef Wojtkowiak i wielu innych, których nazwisk nie jestem w stanie wymienić.
Foto. 11.a. Otwarcie Kasyna Podoficerskiego na Oksywiu. 1932 r. W środku kmdr Józef Unrug, pod prawym narożnikiem portretu Mościckiego stoi Józef Wojtkowiak.
Kazimiera Irena Żurawska z domu Ambrożewicz urodziła się 18 listopada 1898 r. w Nieszawie, przy ul. Sienkiewicza 9. Jej ojciec Wiktor Ambrożewicz był znanym krawcem i krojczym, matka Marianna z Borowickich (z Warszawy, ul. Freta 1), prowadziła w Nieszawie sklep kolonialny, a Ciotka Helena Borowicka-Siwek posiadała we Włocławku słynny w tym czasie hotel WIKTORIA, w którym w 1930 r. zatrzymał się sam Ignacy Mościcki. A więc Kazimiera pochodziła z rodziny tradycyjnie zajmującej się interesami. Oprócz tego umiała pięknie grać na pianinie. Podczas pierwszej wojny w Warszawie zdobyła dyplom szkoły muzycznej, kompomując na zakończenie szkoły skoczną poleczkę. Pierwszą wojnę spędziła z rodziną w Warszawie, przy ul Przemysłowej 23 u generałowej Daniłowiczowej. W stolicy pracowała w fabryce masek gazowych, w sklepie z modelowymi kapeluszami i w niemym kinie, w którym wyświetlano filmy z Tomem Mixem, grała na pianinie. Od 1916 w Centralnym „ Komitecie Obywatelskim, któregoprzewodniczącym był Seweryn Czetwertyński, pomagała przy rozdawaniu odzieży biednym i wysiedlonym. Zawsze była samodzielna, pełna inicjatywy i potrafiąca zarabiać na życie.
12 września 1918 Niemcy opuścili Nieszawę i Ambrożewiczowie wrócili z Warszawy do swojego miasta. Tutaj Kazimiera podczas jednej z imprez kulturalnyh poznała swojego przyszłego męża, sierżanta Piotra Żurawskiego z I Batalionu Morskiego, stacjonującego w lecie 1919 r. w Nieszawie. Ich ślub odbył się 30 maja 1920 r. w kościele Św. Jadwigi w Nieszawie. Ślubu udzielił proboszcz ks. Wacław Boratyński. Na krótko przed ślubem umarła matka Kazimiery Ireny, która tak starannie przygotowała organizację ślubu córki. Z powodu żałoby Kazimiera ubrana była do ślubu w popielaty kostium, który uszyła jej ciotka Rozalia Orzażewska z Warszawy.
Następnie państwo Żurawscy znaleźli się w Pucku, który po pierwszej wojnie stał się bazą PMW. Tutaj urodził się ich syn Zbigniew, którego ochrzcili w kościele farnym. Piotr Żurawski był w kompanii treningowej instruktorem musztry i szwedzkiej gimnastyki oraz zaznajamiał rekrutów z obowiązkami życia marynarskiego. Potem odpowiedzialny był za magazyny z bronią i za utrzymanie ich w gotowości bojowej. W czasie pierwszej wojny wyróżnił się na froncie odwagą i poświęceniem, był odznaczony medalami, a po wojnie poświęcił się całkowicie marynarce. Nauczył swoja żonę doskonale strzelać i potem zdobywała na zawodach strzeleckich w Pucku pierwsze miejsca.
W 1924 Żurawscy przenieśli się na Oksywie do nowej bazy MW. Kiedy po raz pierwszy w PMW promowano st. bsmnów na bosmanów floty, Kierownictwo MW postanowiło wybrać siedmiu najbardziej zasłużonych podoficerów. Promocja odbyła się 1 kwietnia 1931, a bosmanami floty mianowani zostali st. bosmani: Wacław Maciesowicz, Leon Kmitkowski, Jan Lang, Piotr Żurawski, Jan Sroka, Józef Filipowicz i Ottokar Feika (patrz M.S. Piaskowski, Kroniki PMW, tom I). Żurawski ciężko zachorował i przewieziono go do szpitala wojskowego do Warszawy, gdzie okazało się, że był nieuleczalnie chory na raka gardła. Po krótkich, ale ciężkich cierpieniach zmarł w Warszawie. Z rekomendacji KMW został pochowany na Powązkach w alei zasłużonych.
Po śmierci Piotra, Kazimiera Irena z synem i ze swoim ojcem Wiktorem Ambrożewiczem wróciła na Oksywie, gdzie miała znajomych i przyjaciół. Znalazła oparcie duchowe w swojej przyjaźni z siostrą księdza Władysława Miegonia - Marią Staśkiewicz, nauczycielką szkoły na Oksywiu, (korespondowały do śmierci). Ksiądz znał Piotra Żurawskiego jeszcze z okresu działań I Batalionu Morskiego i w Pucku zapoznał jego żonę ze swoją siostrą.
Maria Miegoń, ur 28 VIII 1906 r. w Samborcu koło Sandomierza w województwie kieleckim, ukończyła szkołę podstawową, a potem jej brat ksiądz Władysław Miegoń zabrał ją do Wejherowa i kształcił na pedagoga w Seminarium Nauczycielskim na swój koszt, ponieważ rodzice pochodzili ze średnio-zamożnej rodziny rolniczej. Ich ojciec był kołodziejem. Wykształcili najstarszą córkę, która poszła do zakonu, ale przedwcześnie zmarła, i syna Władysława, późniejszego księdza-bohatera. Na kształcenie kolejnych córek nie starczyło już im grosza. Ksiądz Władysław Miegoń widząc zdolności Marii, postanowił zapewnić jej wykształcenie. W Wejherowie Maria ukończyła 5-letnie seminarium nauczycielskie, a latem jeździła do Pucka, do brata, na wakacje. W Pucku mieszkała u sióstr zakonnych. I właśnie wtedy ksiądz Miegoń zapoznał siostrę z Kazimierą-Ireną Żurawską. Zaprzyjaźniły się od razu i przyjaźń ta okazała się dozgonna.
Po ukończeniu szkoły, na horyzoncie pojawił sie inteligentny i sympatyczny człowiek z Poznańskiego - Marian Staśkiewicz, który trafił na Oksywie do PMW jako inżynier łodzi podwodnych. Pracując na terenie działalności księdza Władysława, który bacznie go obserwował, bardzo przypadł do gustu i został przedstawiony Marii. I tak w 1929 na Boże Narodzenie odbył się ich ślub w Sandomierskiej katedrze. Niebawem, po ślubie, wrócili znowu na Oksywie, gdzie Maria rozpoczęła pracę w szkole, do której chodziły dzieci marynarzy i rybaków. Staśkiewiczowie mieszkali przy ulicy Żółtej u państwa Malewskich, a Żurawscy na Arendta Dickmana.
Kazimiera-Irena należała do marynarskiej rodziny, którą uważała już za swoją. Nie chciała tracić kontaktów z morzem, ani jego ludźmi. Była aktywnym członkiem Rodziny Wojskowej, urządzała szkolne zabawy i imprezy dla dzieci marynarzy. Oprócz tego była już, jako wdowa po zasłużonym bosmanie floty, zadomowiona na Oksywiu i pragnęła kontynuować pracę w PMW.
Na Oksywiu zaczęto budowę pierwszego podoficerskiego kasyna PMW. KMW przysłało do niej swoich przedstawicieli, którzy zaproponowali do wyboru pensję wdowią albo przyjęcie kierownictwa nowo-budowanego kasyna podoficerskiego. Przyszli z nadzieją, że właśnie zgodzi sie na prowadzenie kasyna, pomimo tego, że kilku mężczyzn ubiegało się już o to stanowisko. Męska konkurencja nie wytrzymała próby i wkrótce kasyno otrzymało swoją "Panią Szefową".
Zaczęła organizować pracę w kasynie, która całkowicie ją pochłaniała. Pracowała od 6 rano do późnych wieczorów. Była młoda i pełna energii, więc się bardzo nadawała na to stanowisko.
Na głównej ścianie w sali powieszono portrety marszałka Piłsudskiego i prezydenta Mościckiego, a w środku białego orła. Sufit i ściany prawie do połowy zostały pomalowane na biało, a dolne części ścian na różowo.(Pani Szefowa nie lubiła kolorowych i wzorzystych tapet, po jej odejściu z kasyna w 1934 wytapetowano ściany wzorzystym materiałem).
Pojawiły się landszafty i fotografie przedstawiające życie marynarki. Na prawo od bufetu z alkoholami, w którym można było również kupić bomboniery z czekoladami Wedla, wisiał jeden obraz z cyklu «Kwiaty Polskie». Wysokie okna przyozdobiono pięknymi kotarami. Stoliki ustawiono pod ścianami i nakryto białymi obrusami. Podłoga świeciła się od czystości. Pani Szefowa zamówiła pianino, które, niestety dotarło z opóźnieniem, dopiero parę tygodni po otwarciu kasyna. Dlatego na początku działalności muzykę odtwarzano z płyt na patefonie. Wkrótce postarała się o koncesję i urządzenie bufetu.
Od pierwszego dnia funkcjonowania kasyna, nad zegarem, już na białej części ściany wisiała stara ikona Matki Boskiej Częstochowskiej, pamiątka rodzinna Ambrożewiczów. Poniżej widniały słowa "Pod Twoją Obronę Uciekamy się". Obraz ten Pani Szefowa trzymała w kasynie, a nie w domu, dowodząc tym jakie znaczenie miała dla niej ta nowa instytucja PMW. Ikona z Nieszawy przywędrowała na Oksywie, gdzie została jeszcze raz poświęcona przez księdza Miegonia podczas ceremonii otwarcia kasyna. Przetrwała wojnę, a właściwie to z jej pomocą my przeżyliśmy wojnę i jest ona obecnie w moim posiadaniu.
Do utrzymania porządku i czystości Pani Szefowa zatrudniła miejscowe kaszubskie dziewczyny na czele z panią Dyktą z Grabówka. Również zatrudniła parę oksywskich dziewcząt w charakterze kelnerek, a najzręczniejszą z nich była panna Jadzia. Kelnerki były ubrane w czarne suknie, białe fartuszki i białe czepeczki.
Uformował się pierwszy Zarząd Kasyna w którego skład weszło jedenastu starszych podoficerów, właczając Borowego, st bsm Foterka. chor Eugeniusza Maybauma, st. bosm. Wacława Maciesowicza, st. bosm. Stanisława Patalasa, st. bosm. Antoniego Sobczyka, chor. Stanisława Wieczorkiewicza i st. bosm. Józefa Wojtkowiaka.
Fot. 11.b. Zarząd Kasyna Podoficerskiego Oksywie. Od lewej stoją 1.Eugeniusz Majbaum, 2.Wacław Maciesowicz, 3.Borowy. Józef Wojtkowiak siedzi drugi od prawej.
W 1933 wielu ludzi PMW zaczęło na wielką skalę budować sobie domy i wille w Gdyni. Ksiądz Miegoń. który przeważnie pracował i mieszkał na Oksywiu, gdzie między innymi zajęciami przychodził też do domu dowódcy floty kmdr J. Unruga uczyć jego syna Horacego religii, oddał swoją działkę na Grabówku, przy ul Wąsowicza 16, swojej siostrze, ale nawet po wybudowaniu domu Staśkiewiczowie stołowali się w kasynie podoficerskim, ponieważ oboje pracowali blisko. I przez to przyjaźń między Kazimierą i Marią jeszcze bardziej się pogłębiała.
Na otwarciu kasyna Pani Szefowa poznała się ze st. bosm. Józefem Wojtkowiakiem, który, jeżeli nie był za granicą służbowo, przebywał często w klubie. Przychodził słuchać koncertów w wykonaniu Kazimiery Ireny i próbować smakołyków przyrządzanych w doskonałej kuchni kasyna.
Po wyjściu za niego za mąż Pani Szefowa zrezygnowała ze stanowiska kierowniczki. Ich ślub cywilny odbył się w Gdyni 6 czerwca 1934 r. w Urzędzie Stanu Cywilnego. Ślubu udzielił zastępca kierownika tego Urzędu B. Wolff. Świadkami byli st. bosm. Stanisław Patalas i bosmanmat Wacław Kaznowski. 17 czerwca 1934 kapelan MW ksiądz Władysław Miegoń udzielił im ślubu kościelnego w kościele Św. Michała Archanioła na Oksywiu. Świadkami byli: chor. Józef Leszczyński i Wacław Kaznowski.
Fot. 12 a. Ślub Ireny i Józefa Wojtkowiaków
Po ślubie Kazimiera Irena otrzymała nową Legitymację Osobistą nr 1655 wydaną przez Ministerstwo Spraw Wojskowych na nazwisko Irena Wojtkowiakowa. Są tam interesujące dane. Legitymacja jest wydana 25 czerwca 1934 i podpisana przez ówczesnego dowódcę Kadry Szeregowych Floty kmdr ppor K. Kozana, następnie przez dowódcę Dywizjonu Szkolnego kmdr. por. B. Sokołowskiego w 1935, dalej przez sekretarza Polskiej Ambasady w Londynie A Balińskiego w 1936, potem przez dowódcę Kadry Floty (już bez Szereg.) kmdr. ppor. K. Kozana w 1937, następnie przez kpt mar T. Konarskiego z ORP BŁYSKAWICA w 1938. i na koniec przez dowódcę ORP BŁYSKAWICA kmdr por W. Kodrębskiego w 1939. Na ostatniej stronie jest notatka: "Skreślono «bosmana floty», napisano «chor. mar.» 12 grudnia 1934. (mowa tu o mężu Józefie Wojtkowiaku). Podpisano: Pohorecki, por. mar. oficer oddziału szkolnego SSM."
Legitymacja przetrwała wojnę, ponieważ Wojtkowiakowa miała ją zaszytą w łachmany i przy rewizjach Niemcy jej nigdy nie znaleźli.
Od 1934 do 1935 Józef Wojtkowiak służy na ORP BAŁTYK - (dawny francuski krążownik d'Entrecasteaux) - spełniał w Polskiej Marynarce Wojennej rolę okrętu-hulku. Jako bosman Floty (stopień przemianowany na chorążego marynarki) J. Wojtkowiak pracuje na BAŁTYKU w charakterze instruktora technicznego Szkoły Specjalistów Morskich (SSM) na kursach dla podoficerów maszynistów. Dowódcą Dywizjonu Szkolnego był kmdr por. B. Sokołowski. Ostatni kurs, na którym zajęcia prowadził Józef Wojtkowiak przed swoim wyjazdem do Cowes, został ukończony 29 kwietnia 1935 zrobieniem pamiątkowej fotografii.
Fot.13. Zakończenie Kursu Podoficerów Maszynistów z udziałem J. Wojtkowiaka (siedzi pierwszy z lewej). 29.IV.1935
Kontrtorpedowce
29 marca 1935 podpisano umowę ze stocznią JS WHITE w Cowes na budowę 2 kontrtorpedowców o wyporności 2650 ton każdy. W kwietniu 1935 wyznaczono Komisję Nadzorczą, w skład której wchodził Józef Wojtkowiak. Wyznaczył go Józef Unrug za poradą Stanisława Rymszewicza i Aleksandra Rylke.
Skład Komisji Nadzorczej (z książki R. Mielczarka GROM, str 52): przewodniczący: kmdr mgr inż. Stanisław Rymszewicz, członkowie: ppor. Mar. mgr inż. Stanisław Uniechowski-Rodogost, inż. Jan Morze, chor. mar. Józef Wojtkowiak. Eksperci: kmdr ppor. Bronisław Leśniewski, komdr ppor. mgr inż. Seweryn Bukowski, kpt. Mar. Stanisław Mieszkowski.
Pani Jordan-Stojowska-Lutosławska pracowała jako tłumaczka. Przysłano ją z Polskiej Ambasady w Londynie. Sama też jeszcze ciągle douczała się angielskiego i praca ta była dla niej doskonałą praktyką. Przychodziła czasami po porady do Józefa Wojtkowiaka, który znał angielski doskonale.
Józef uczył się angielskiego z samouczka na parę miesięcy przed wyjazdem do Anglii, a że nie miał praktyki, było bardzo trudno. Z powodu nieodpowiedniej wymowy musiał na początku pisać na kartce, to co chciał powiedzieć, aby angielscy pracownicy stoczni zrozumieli o co mu chodzi. Jednak z biegiem czasu bardzo dobrze opanował ten język, tak samo jak dawniej francuski.
Mała miejscowość Cowes na wyspie Wight (147 mil kwadratowych) była i w dalszym ciągu jest kurortem wakacyjnym znanym ze swoich corocznych regat żeglarskich urządzanych przez the Royal Yacht Squadron. Oprócz tego na wyspie znajdowała się sławna stocznia J Samuel White & Co, w której budowano dla Polski okrety i ścigacze.
Wojtkowiak przypłynął do Cowes 12 sierpnia 1935 r. i tego dnia wysłał do żony w Gdyni pieniądze i list, na który żona odpisała z Gdyni 21 sierpnia 1935 wysyłając mężowi pocztówkę-fotografię ulicy Kwidzyńskiej z ubiegłego roku z widokiem z lasku na dom numer 14, który w tym czasie budowano. Wkrótce potem przypłynęła do Cowes i przez pierwsze miesiące swojego pobytu mieszkali w domu o nazwie «York House» przy ulicy: Castle Street w East Cowes. Córka Wanda urodziła sie 19 lutego 1936 w Newport, IOW, w klinice Holyrood House. W pracy w domu bardzo chętnie pomagała im bezinteresownie pani Alice Davis, z 33 Clarence Street, gdyż bardzo polubiła tę rodzinę obcokrajowców.
Po urodzeniu się córki Wojtkowiakowie przeprowadzili się do «York Gardens» przy York Avenue, a następnie mieszkali przy Millfield Avenue w domu o nazwie Millfield też w East Cowes.
Zaraz po przyjeździe do Cowes i rozpoczęciu pracy w stoczni J S White Józef Wojtkowiak poznał się z inż Victorem Richardsem, (mieszkał przy 13 Chapel St Newport). Razem pracowali od początku, prawie każdego dnia, i stali się nierozłączonymi kolegami ze względu na wspólne zainteresowania w dziedzinie budownictwa okrętów. Od dnia przybycia do Cowes ekipy polskiej wielu młodych studentów angielskich pracujących w stoczni od razu zainteresowało się cudzoziemcami i zaprzyjaźniło się z nimi. Przy konstrukcji polskich okrętów spędzali razem każdy dzień, więc wkrótce dużo o sobie nawzajem wiedzieli. Ewart Day, Jim Littledale, Lany King, Stanley Caws. George Harding i wielu innych byli znani ze swojej przyjaźni w stosunku do nowoprzybyłych. Od 1935 Jim Littledale pracował kolejno jako apprentice, foreman i superintendent. Wychodził na próby na morze z BŁYSKAWICĄ i GROMEM. Starszy foreman Stanley Caws (specjalista od propelerów o szerokim doświadczeniu), ślusarz George Harding dokładnie doglądali prac montażowych. Bardzo im zależało, aby próby te dobrze udawały się, ponieważ budowa polskich okrętów była dumą stoczni. Jim do tej pory bardzo mile wspomina tamte czasy pamiętając polskie nazwiska.
Jim Littledale z Belleview Road, Cowes, pamięta, że Józef Wojtkowiak bardzo lubił jeść brazylijskie orzechy, ponieważ nie było ich na polskim rynku. Z drugiej strony pamięta też jego fachowość i sumienność przy pracy.
Fot.13.a. Pracownicy PMW w stoczni JSW w Cowes w 1936 r. Wojtkowiak klęczy na drugim planie w jasnym kombinezonie.
Wojtkowiakowie zaprzyjaźnili się z pp. F.S. Billowes i p. Joan Billowes (F.S. Billowes pracował w«Correspondence Room»), którzy często zapraszali ich do siebie do «Sherwood« przy Solent View Road, Gurnard w Cowes i z Charlie Bettison, który mieszkał przy 40 Osborne Road w East Cowes. Inni mieszkańcy Cowes też chętnie zapraszali do siebie członków polskiej komisji. I tak Zielone Świątki 31 maja 1936 Wojtkowiakowie z córką spędzili u państwa Watts przy Cambridge Road. Państwo ci zajmowali się hodowlą małych czarnych rasowych piesków, których zawsze w domu mieli pięć. Pan Watts pracował przy malowaniu polskich okrętów, a jego brat w tym czasie był sanitariuszem w stoczni.
Właściciele domu przy Millfield Old Road mieli czarnego labradora, którego po prostu nazywali Dog. Dom ten znajdował się w East Cowes, a do stoczni w Cowes Józef przypływał promem. Dog był mądry i szybko wyczuł czas powrotu. Zawsze o tej porze, gdy Józef wracał z pracy oczekiwał na niego przed promem. Kiedy Józef pracował dłużej, pies umiał sam popłynąć promem na drugą stronę i tam wtedy na niego czekał. Tak się do Wojtkowiaków przyzwyczaił, że zaczął zapominać o swoich panach i wolał z nimi chodzić na spacery.
W stoczni Wojtkowiak był odpowiedzialny za stronę mechaniczno-warsztatową przy budowie OORP BŁYSKAWICA i GROM. Doskonale układały się stosunki służbowe i towarzyskie z pracownikami stoczni. Miał tam wielu przyjaciół, których po wojnie odwiedzał na wyspie.
Z 1935 r. zachowała się książka, którą miał przy budowie okrętów w Cowes: Mechanical World Year Book 1935. 1/3 net. (To była cena książki jeden szyling i trzy peny). Taka sama z 1937: Electrical Year Book 1937, 1/6 net. Książka ma podpis chor. mar. J. Wojtkowiak i pieczątkę z Gdyni: Józef Wojtkowiak Gdynia Kwidzyńska 12. Następna książka to: Mechanics Applied to Engineering by John Goodman. Wh. Sch.. M.Inst.C.E. Emeritus Professor of Engineering • in the University of Leeds, Longmans, Green and Co. London, New York, Toronto, 1930. Książka ma też jego podpis, pieczątkę z Gdyni i datę kupna książki: 21.10.1937, Cowes.
Wojtkowiak szczególną uwagę zwracał na wibracje. W książce tej są podkreślone przez niego czerwonym atramentem niektóre punkty w rozdziale o wibracjach. Oto co opowiadał o wibracjach podczas budowy OORP: "Maszyny musiały być sprawdzane jaką mają wibrację. Robiłem to w następujący sposób: kazałem zapuszczać motory i na maszynę z pracującymi silnikami kładłem florin, który musiał stać i nie przewracać się. Wtedy wszystko było dobrze, ale jeżeli florin przewrócił się i spadł musieliśmy od nowa poprawiać motory. W końcu na GROMIE i BŁYSKAWICY doszliśmy do tego, że floriny nie spadały, ani nie przewracały się podczas pracy silników."
Ten sposób sprawdzania wibracji Wojtkowiak wymyślił i wprowadził podczas prób, po przekonaniu sie, że monety doskonale nadają sie do tego celu.
Józef Wojtkowiak odegrał dużą rolę przy budowie okrętów, ponieważ miał szerokie doświadczenie, od razu rzucające się w oczy konstruktorom angielskim w stoczni. Zdobył je na zaawansowanych kursach w pruskiej marynarce i podczas pracy w stoczniach francuskich. O jego fachowości i ekspertyzach do tej pory mówią ci, którzy pracowali z nim w stoczni w Cowes. Przy budowie okrętów w Cowes Wojtkowiak pracował bardzo skrupulatnie, wszystko sobie zapisywał, a notatki i dokumenty miał poukładane na biurku, tak że doskonale orientował się gdzie szukać informacji i obliczeń. Przychodzili inni i pytali się właśnie jego, bowiem wiedzieli, że ma wszystko skrupulatnie zapisane i poukładane. Z jego pomocą i radami bardzo się lczyli. Jeszcze dzisiaj Jim Littledale mówi o Wojtkowiaku: "He had the brains, he had a mathematical brain and knew what he was doing. We noticed it straight away."
Fot. 14 Przy budowie Błyskawicy w Cowes. Sierpień 1937. W beretach pracownicy polscy, w kapeluszach pracownicy stoczni. Stoją od lewej 2. Władysław Malawski, 3. Józef Wojtkowiak. Z prawej siedzi Władysław Duch
Wodowanie GROMA odbyło się w Cowes o 13.10 w poniedziałek 20 lipca 1936 r. Miejscowa gazeta THE ISLE OF WIGHT COUNTY PRESS zamieściła artykuł i dwie fotografie z tej uroczystości. Wydarzenie to prawie że było świętem na wyspie, ponieważ stocznia była tam głównym pracodawcą. Matką chrzestną została p. Wanda Poznańska. Na tę okazję ubrana w niebieski kostium z pięknymi lisami. Wśród gości znaleźli się: Ambasador Wielkiej Brytanii w Warszawie Sir H.W. Kennard, Adm. Jerzy Świrski, Dr Charles Poznański, Cpt C.H.L. Woodhouse (Admiralty), dyrektorzy stoczni i znane osobistości z wyspy. Pracownicy stoczni mieli w klapach biało-czerwone rozetki. Po rozbiciu butelki szampana, duma Polski i stoczni ORP GROM spłynął na wodę. Anthea Wall, córka dyrektora stoczni, ubrana w polski narodowy strój, podarowała p. Wandzie Poznańskiej bukiet białych konwalii i czerwonych goździków. Po wodowaniu GROM został przeholowany na drugą stronę rzeki Mediny dla uzupełnienia wyposażenia.
Goście zostali zaproszeni przez przewodniczącego firmy J Samuel White - Sir Archibald'a Michelsona na wspaniały obiad w Cowes Territorial Drillhall. Wojtkowiak był tam razem ze Stanleyem Cawsem. Sala do przyjęć była udekorowana polskimi i angielskimi flagami, a podczas posiłku grano polskie melodie z płyt gramofonowych. Wzniesiono toasty na cześć Króla i Prezydenta Rzeczypospolitej, a następnie na propozycję Sir Howarda Kennard'a wypito zdrowie PMW. Sir Howard powiedział, że PMW jest dla nas czymś nowym, dopiero co powstałym, ale każdy, który studiował historię Polski wie, że w przeszłości polskie okręty odgrywały ważną rolę na Bałtyku. Teraz ma nadzieję, że w przyszłości GROM nie będzie użyty dla celów wojennych, ale jeżeli zajdzie taka potrzeba, jest pewny, że okręt ten poniesie w świat tradycje świetności, siły i dzielności, którymi polskie siły zbrojne zawsze się odznaczały.
W odpowiedzi adm. Świrski podziękował angielskim kolegom za pomoc w wybudowaniu GROMA i powiedział, że Polska, tak jak Anglia jest zależna od morza, po którego falach płyną do nas towary. Okręt ten będzie służył jako ochrona statków handlowych i nie będzie użyty dla agresji. Na wniosek adm. Świrskiego wzniesiono toast na cześć Royal Navy. Następnie wypito zdrowie Matki Chrzestnej i przewodniczący firmy J Samuel White podarował p. Poznańskiej broszkę z rubinów i diamentów w kształcie flagi polskiej.
Wodowanie ORP BŁYSKAWICY nastąpiło w czwartek 1 października 1936 r. Przed uroczystym wodowaniem odbyła się msza św. celebrowana przez Ojca 0'Hanlon z Cowes i Ojca G. Cichosia - polskiego księdza z Londynu. Ojciec Akel napisał specjalną modlitwę dla BŁYSKAWICY: "Spare. O Lord. those who will use this ship the horrors of war, but. if through the wickedness of men, they are forced into it, make them remember Thy eternal law of justice and charity."
Natychmiast po rozbiciu butelki szampana przez Matkę Chrzestną p. Raczyńską BŁYSKAWICA pięknie zsunęła się na wodę. Orkiestra miasta Cowes zagrała hymn "Eternal Father, strong to save". Antliea Wall podarowała p Raczyńskiej bukiet kwiatów. Wśród gości byli obecni: Hr. Edward Raczyński, (Ambasador RP), kmdr A. Rylke, Hr. R. Michałowski (1-wszy sekr. Amb. RP), dr Karol Poznański (Konsul Generalny RP), adm. Sir William Fisher (Commander-in-chief Portsmouth), the Earl i Countess Jellicoe, Sir Samuel i Lady Instone, przedstawiciele Admiralicji Brytyjskiej, przedstawiciele misji greckich i brazylijskich w Londynie. Grecja i Brazylia interesowały się kupnem okrętów w stoczni i chciały się naocznie przekonać o ich jakości. Byli również gospodarze; dyrektorzy i przedstawiciele stoczni, jak zwykle z biało-czerwonymi rozetkami w butonierkach.
Obiad odbył się w Alexandra Hall. Sir Archibald Mitchelson (przewodniczący firmy) był gospodarzem obiadu i za jego stołem siedzieli: pp Raczyńscy, pp Wall, Adm Sir W. Fisher. Earl i Lady Jellicoe. Lady Piggott, pp Poznańscy, pani H.J. Ward. mjr-gen J. W. West z żoną. Hr R. Michałowski, kmdr S. Rymszewicz, pp E.C. Jubb. pani S. V. Goodall. Rear Adm L. Turner z żoną, pani G. Fardell, pp Shearman, pp J. C. Joughin, pani S.St.L. Moore. p C.E.G. House i p N. Fraser. Wojtkowiakowie siedzieli 2 stoły dalej na prawo.
Przewodniczący stoczni Sir Archibald Mitchelson podarował p. Raczyńskiej na pamiątkę srebrną broszkę w kształcie ORP BŁYSKAWICA. Broszka ta była zrobiona dokładnie w skali przez firmę Benzie w Cowes.
Adm. Fisher powiedział, że większość obecnych na dzisiejszym obiedzie to członkowie najstarszej floty świata, ale tego dnia witamy i oddajemy cześć najmłodszej. Ta młoda flota jest dobrą flotą, ponieważ posiada najnowocześniejsze okręty, uzbrojenie i wyposażenie, a co najważniejsze, doskonale wyszkolone załogi. Admirał wyraził nadzieję, że współpraca między angielską i polską flotą będzie kwitła w celu utrzymania pokoju. Wspomniał wizytę brytyjskich kontrtorpedowców w Gdyni, która jeszcze 10 lat temu była małą wioską rybacką, a teraz jest wielkim portem. Kontynuując, wyraził pragnienie aby stocznie i Admiralicja Brytyjska budowały wszystkie następne okręty dla Polski, ponieważ uważa, że GROM i BŁYSKAWICA to 2 najlepsze okręty świata. Ambasador Polski odpowiedział, że ten dzień jest dumą dla Polski, która jest morską nowicjuszką wśród narodów morza XX wieku, a BŁYSKAWICA jest dodatkiem do jej rosnącej floty. Polska interesuje się handlem, a nie wojną. Wodowanie to tylko początek do dalszej współpracy między naszymi flotami.
12 października 1936 Uniechowski, Wojtkowiak i Zawiasa zrobili kilka pamiątkowych fotografii na pokładzie ORP BŁYSKAWICA. Wojtkowiakowa kupiła za 6 pensów u Woolworth'a w Cowes album i oboje wieczorami wklejali i opisywali te fotografie.
Fot.15 i 16. Pamiątkowe zdjęcia na Błyskawicy 12.X.1936.
Józef przebywał często w towarzystwie kmdr. Stanisława Rymszewicza (1890-1973), kpt. mar. inż. Wincentego Zawiasy, mata Teodora Chlasty (1910-1983), bsmata Ludwika Inglantowicza i swego szwagra, chor. mar. Stanisława Patalasa.
Rymszewicz, którego przyjaciele zwali Rymszą, był częstym gościem u Wojtkowiaków. Nie gardził dobrym polskim obiadem, a że miał doskonały apetyt, nie zwracał uwagi na swoją wagę. Józef nigdy się nie przejadał i radził innym udawać się na spoczynek trochę na głodnego. Przeczytał o tym w jakiejś książce lekarskiej i zaraz o tym powiedział żonie i Rymszewiczowi. Ci z kolei zapakowali książkę w papierową torebkę i wyrzucili do pojemnika na śmieci. Takim sposobem zapomnieli o kaloriach.
Józef Wojtkowiak napisał następujący artykuł do WIARUSA nr 2 z 9 stycznia 1937: ORP WILIA W COWES:
ORP WILIA w Cowes (Anglia). W pierwszej połowie grudnia przybył transportowiec naszej marynarki wojennej ORP WILIA do Cowes na wyspie Wight, przywożąc materiały, przeznaczone dla ORP GROM i BŁYSKAWICA, a wykonane całkowicie w Polsce. Materiał, przywieziony z Polski, jest przeznaczony dla różnych działów okrętowych, o czym pisał WIARUS w nr 43.ORP WILIA, stojąc na redzie, wyładował materiał na barki, które przewiozły go do stoczni. Nadmienić należy, że pracownicy stoczni są zachwyceni jakością i wykonaniem polskich wyrobów okrętowych, a zwłaszcza podziwiają polskie kable opancerzone, łodzie okrętowe i radiostacje.
Tym samym okrętem przybyli również pierwsi członkowie załogi dla ORP GROM. Są to podoficerowie - gospodarze działów, którzy pod kierownictwem już wcześniej przybyłych oficerów mają się zapoznać szczegółowo z urządzeniami okrętowymi, celem szkolenia później przybywającej załogi. W czasie pobytu ORP WILIA w Cowes zostały wymienione wizyty oficjalne. Dowódca ORP WILIA kmdr ppor. Kwiatkowski złożył wizytę dowódcy floty angielskiej w Portsmouth, adm. Fisherowi, temu, który podczas wodowania ORP BŁYSKAWICA z uznaniem mówił o polskiej marynarce. Stocznia dała do dyspozycji dowódcy ORP WILIA szybkobieżną (40 mil na godzinę) motorówkę NIEBIESKA STRZAŁA celem udania się do Portsmouth.
Burmistrz miasta Cowes z radnymi miejskimi i dyrekcją stoczni podejmowali bardzo serdecznie dowódcę ORP WILIA. Marynarze polscy wywarli swym poprawnym zachowaniem się i wyglądem bardzo dobre wrażenie na mieszkańcach wyspy, którzy o tym szeroko rozpowiadają.
Z okazji wizyty piszący te słowa odwiedził swych kolegów - podoficerów na ORP WILIA i spędził z nimi przeszło dwie godziny w bardzo miłym i koleżeńskim nastroju. Koledzy opowiadali, że przez 7 dni podróży z Gdyni do Cowes ORP WILIA walczył z gwałtownym sztormem. Sztorm był tak wielki, że rzucał jak łupiną tym wielkim transportowcem. Okręt posuwał się czasami z szybkością tylko 2 mil zamiast 10-11 mil na godzinę. Podróż ta bardzo wyczerpała załogę, a zwłaszcza palaczy, którzy w pocie czoła ciężko w takich warunkach muszą pracować .
Z Cowes ORP WILIA wyruszył do Le Havre we Francji, wioząc załogę i materiały na ORP GRYF.
Józef Wojtkowiak, chorąży marynarki.
25 listopada 1937 r. w Cowes odbyło sie podniesienie bandery na ORP BŁYSKAWICA. Na fotografii robionej tego dnia Wojtkowiak napisał: BANDERA PODNIESIONA!.
Wojtkowiak miał wielu przyjaciół wśród pracowników stoczni: Bettison Charlie. Frank Billowes i Bettenson Thomas, który był u Wojtkowiaków w Gdyni z wizytą i w dzień swojego odjazdu do Anglii 24 listopada 1938 na pamiątkę ich przyjaźni podarował Józefowi książkę "McGibbon's Marine Engineers Pocket Book". Adres Bettensona: Gainesville Cottages. Osborn Road, East Cowes, IOW. Dalej: A. Hoare. H.C Carey, Victor Richards i wyżej wymienieni po wojnie pomogli Wojtkowiakowi w uzyskaniu angielskiego obywatelstwa.
Władysław Szczerkowski tak pisze o Wojtkowiaku w swojej książce "ORP BŁYSKAWICA" (str.26):
"Bardzo dużą rolę w pracach komisji odegrał jej przewodniczący kmdr. inż. Stanisław Rymszewicz, który pracował z wielkim oddaniem. Wiele pracy - popartej nieprzeciętną wiedzą - włożył w budowę obu okrętów inż. Jan Morze. Na podkreślenie zasługuje również sumienna praca chor. mar. Józefa Wojtkowiaka, eksperta o bogatym doświadczeniu z zakresu prac warsztatowych, które zdobył jeszcze podczas nadzorowania budowy WICHRÓW we Francji."
Wyjątek z książki R. Mielczarka "ORP GROM" (str. 18): "Dnia 11 maja 1937 załoga stoczniowa wyprowadziła okręt z doku i nastąpiło uroczyste przekazanie go stronie polskiej. Z chwilą podpisania protokołu przyjęcia ORP GROMA przez kmdra por. Włodzimierza Steyera (był dowódcą III Batalionu Morskiego w 1920 r., w którym służył Józef Wojtkowiak) służbę na okręcie objęła pierwsza wachta załogi polskiej. Do godziny 16.00 została zaokrętowana pozostała cześć załogi, niezbędna dla przeprowadzenia okrętu do kraju (6 oficerów, 33 podoficerów, 13 podoficerów nadterminowych, 18 starszych marynarzy, 1 marynarz służby zasadniczej. Stocznia zaokrętowała mechanika gwarancyjnego Tomasza Bettensona.”
Zbliżał się uroczysty moment podniesienia biało-czerwonej bandery, który tak opisał naoczny świadek, chor. mar. Józef Wojtkowiak: "Na komendę "Baczność", banderę podnieść" dwóch sygnalistów wolno i miarowo podniosło banderę do szczytu drzewca rufowego. Załoga w skupieniu i z radością bijącym sercem, wpatrywała się w drogi jej symbol narodu. "Biały Orzeł" radośnie zatrzepotał w powietrzu, spoglądając na okręt i jego załogę, których zadaniem będzie bronić zawsze jego godności. Dowódca okrętu w mundurze z orderem Virtuti Militari na piersiach, stojąc pod banderą, zwraca się do załogi:
"Ogłaszam uroczyście, że z chwilą podniesienia bandery, ORP GROM przechodzi na własność Rzeczypospolitej, stanowiąc Jej niepodzielną całość. Od tej chwili na pokładzie tego okrętu obowiązują prawa i przepisy Rzeczypospolitej Polskiej.
Spocznij!"
ORP GROM wypłynął z Cowes do Gdyni 11 maja 1937 r. o godzinie 20.00.
Po powrocie do Gdyni 27 października 1937 r. Chor. mar. Józef Wojtkowiak, dotychczasowy członek Komisji Nadzoru, został włączony do załogi BŁYSKAWICY. (Z książki Władysława Szczerkowskiego "ORP BŁYSKAWICA", str 18 i 146).
W numerze 22 WIARUSA z 1937 ukazał się następny artykuł Wojtkowiaka: "Polsce przybywa nowy okręt bojowy".
Poza «Wiarusami« istnieją jeszcze przedwojenne artykuły, w których mówiono o Józefie Wojtkowiaku, w miesięczniku «Liga Morska i Kolonialna», rok 1937, oraz w gazecie gdyńskiej «Morze«.
Od 27 października 1937 r. Wojtkowiak służy na ORP BŁYSKAWICA, a następnie na ORP GROM jako II oficer mechanik.
W sierpniu 1938 Józef zamówił uszycie nowego munduru. Sukno na ten mundur kosztowało po 20 zł. za 1 metr.
Z pamiętnika Ojca: 19 września 1938 wpisałem się do listy wyborców do Senatu. Numer Krzyża Zasługi 9837/Or. z dnia 10 XI 1928.
Józef Wojtkowiak oszczędzał pieniądze na wybudowanie nadbudówki w swojej willi w Gdyni. Pieniądze gromadził na książeczce oszczędnościowej. Przyszła wojna i nie wiadomo co się z książeczkami i zaoszczędzonymi pieniędzmi stało.
Ostatnie dni pokoju
11 sierpnia 1939 r. Józef Wojtkowiak został wysłany z Gdyni do Anglii z oficjalną misją jako delegat techniczny przy budowie ścigaczy. Krótko przed wyjazdem, będąc człowiekiem przewidującym, (NS169. artykuł Floriana Wizły o Wojtkowiaku), spakował niektóre pamiątkowe fotografie, książki techniczne, dokumenty osobiste i postanowił zabrać je do Anglii.
Na Dworzec Morski w Gdyni przy Nabrzeżu Francuskim przyszła rodzina aby pożegnać męża i ojca. Przycumowany był tam statek S/S WARSZAWA (kpt. Ćwikliński), na który Józef został zaokrętowany. Rozstanie nie było szczęśliwe, wszyscy płakali, bo przeczucia im tak kazały. Marian Wojtkowiak, który miał wtedy 12 lat, bardzo dobrze zapamiętał dzień odjazdu ojca 11 sierpnia 1939 "Gdy Ojciec odpływał do Anglii był dzień pochmurny, a na nabrzeżu żegnaliśmy go całą rodziną. Ojciec był poddenerwowany i jeszcze wszystkim dawał jakieś wskazówki i informacje. Bagaże i wszystko inne miał już zaokrętowane, a jednak był jakiś nieswój. Zresztą niedużo wiem, bo cały czas miałem oczy za mgłą. Gdy przyszła kolej na uściskanie się ze mną - poprosiłem aby mnie zabrał ze sobą. Dosyć stanowczo mi to wyperswadował i wytłumaczył o niemożności takiego kroku - ale i tak dobrze nie zrozumiałem tylko rozryczałem się na dobre. Po wejściu Ojca na burtę, od razu podniesiono trap i rzucono cumy. Statek bardzo powoli odbijał od nabrzeża, holownik go obrócił i wyprowadził. Gdy zniknął za główkami falochronu wróciliśmy taksówką do domu. To wszystko, co pamiętam, ale miałem przeczucie, że z ojcem już się nie zobaczę”. Józef Wojtkowiak przepłynął przez Kanał Kiloński z niemiecką wizą i hitlerowską pieczątką w służbowym paszporcie polskim Ser. A. Nr 007518 Nr. AP139/3115 wystawionym 5 sierpnia 1939 przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Paszport mówi, że Pan Józef Wojtkowiak udaje się za granicę w charakterze urzędowym. Jest w nim brytyjska wiza "official courtsey-gratis" wydana przez British Passport Control w Warszawie, w której jest napisane, że Wojtkowiak Józef udaje się do Anglii z oficjalną misją.
15 sierpnia 1939 Józef Wojtkowiak był w Londynie. Tego samego dnia wieczorem dotarł do Cowes, a następnego dnia stawił się do pracy w stoczni J. SAMUEL WHITE.
17 sierpnia 1939 przyjechał do Cowes na jeden dzień kmdr Rymszewicz. Tego dnia kmdr był bardzo zdenerwowany i nie potrafił skupić się. Ciągle powtarzał, że musi natychmiast wracać do Warszawy, gdyż nie wiadomo co będzie dalej i co los mu przyniesie. Prawdę mówiąc, kmdr nie miał dobrych przeczuć. W Cowes był tylko jeden dzień w sprawie budowy ścigaczy i zaraz wrócił do Londynu. Jednak w tym dniu wyglądał nieswój, jak gdyby szukał Józefa do zwierzania się mu ze swych złych myśli, gdyż do tego czasu byli już bardzo dobrymi przyjaciółmi. Komandor bardzo się martwił o swoją rodzinę, a szczególnie o synów. Zygmunt miał w 1939 r. 18 lat, a Mieczysław 16. Po wojnie nie dowiedział się co stało się z Zygmuntem, pomimo, że wrócił do Polski szukać syna, który prawdopodobnie zginął w powstaniu. To był jedyny cel jego powrotu, gdyż w innym wypadku by nie wrócił. Mieczysław osiedlił się w Paryżu, a Stanisław i Jadwiga Rymszewiczowie zamieszkali w Oliwie, przy ulicy Polanki 29/2. bez synów, których bardzo kochali.
Obowiązkiem Józefa Wojtkowiaka było nadzorowanie montażu maszyn dla ścigaczy, tłumaczenia techniczne i kancelaryjne. Oryginalny plan przewidywał jeszcze nadzorowanie budowy maszyn dla okrętów budowanych w Polsce i przygotowanie wału i głowic dla ORP GROM. Niestety, wybuchła wojna. Toteż kolejnym jego zadaniem było szkolenie załóg maszynowych dla ścigaczy.
W stoczni Józef Wojtkowiak nieustannie pracował przy produkcji detali kotłów i instalacji maszynowych dla dwóch ścigaczy i ORP GROM. Był nadzorcą prac związanych z metodami produkcji w tokarni, w oddziale ciężkich maszyn, następnie doglądał ustawiania i prób tych maszyn na okrętach.
Tak jak dawniej przy nadzorowaniu WICHRÓW we Francji tak i teraz Wojtkowiak opiekował się studentami z Polski, przyjeżdżającymi do Anglii dla nabycia praktyki technicznej. Było teraz z nim trzech studentów z Politechniki Gdańskiej: Feliks Dekowski, Jerzy Doerffer i Bagiński oraz jeden prywatny student Kempa.
Przy budowie ścigaczy również pracowali w stoczni st. bosm. Stanisław Rybicki (później służył jako oficer mechanik na ORP WILK), bosmanmat Antoni Sewcza i brygad. W.P.M.W. Leon Żaczek.
Po wojnie Józef Wojtkowiak korespondował z Mr. A. Hoare. Mr. F.S. Billowes. Mr. H.C. Carey, Victor Richards, Frank Billowes i Jim Littledale i innymi pracownikami stoczni.
Jego serdecznym przyjacielem był Victor Richards (14 VIII 1915 - 13 I 1977), zamieszkały wtedy przy 13 Chapel Street, Newport, który jako młody inżynier pracował w stoczni przy budowie polskich kontrtorpedowców i ścigaczy. Po wojnie często wzajemnie się odwiedzali i korespondowali ze sobą aż do śmierci Victora.
Józef i Victor od razu się zaprzyjaźnili, gdyż mieli wspólne tematy do rozmów: budowa okrętów, technika, obliczenia. Victor bardzo się interesował doświadczeniem Józefa zdobytym w marynarce niemieckiej w czasie pierwszej wojny światowej i mogli o tym rozmawiać do północy. Niemieckie kursy mechaniczne i warsztatowe były na wysokim poziomie, niektóre z nich czasami przewyższały te prowadzone w szkołach inżynieryjnych w carskiej Rosji. Victor mógł się o tym przekonać widząc sposób i metody jego pracy. Józef mówił, że jeżeli mamy wygrać wojnę, to musimy Niemców pokonać pod względem technicznym.
Victor pytał: "A jak odnosili się Niemcy do Polaków w marynarce?". Józef odpowiadał: "Kierownictwo zwracało uwagę na zdolności i umiejętności poszczególnych marynarzy, którym dawali wykształcenie. Byli też i tacy, którzy nienawidzili Polaków, ale z takimi spotykałem się rzadko".
Inni przyjaciele, państwo Knox, podarowali Józefowi w 1939 na pamiątkę książkę "These Tremendous Years" (1919-1938) z dedykacją „To Mr. Wojtkowiak from Mr. & Mrs. Knox, Cowes, IOW. A Polish-English Friendship. God Bless You and Yours. Deo Gratias”.
W Cowes Józef Wojtkowiak pracował przy nadzorowaniu dostaw i budowy ścigaczy aż do czasu odbycia stażu na HMS GLOWWORM w dniach 16 - 28 III 1940 r.
Wyjazd na Maltę
30 sierpnia 1939 r. zgodnie z operacją PEKIN odeszły do Anglii OORP BŁYSKAWICA, GROM i BURZA. 1 września o 4.45 pancernik SCHLESWIG-HOLSTEIN rozpoczął atak na Westerplatte, a niemieckie oddziały przekroczyły granice Polski. Tak zaczęła się druga wojna światowa, która nas wszystkich rozproszyła po świecie.
W dniu wybuchu wojny chor. mar. Józef Wojtkowiak przebywał w Cowes. Nie był samotny, był wśród przyjaciół.
Dyrektor stoczni Arthur Thomas Wall przyszedł powiedzieć, że tej wojny Niemcy nie wygrają i możemy liczyć na pomoc Imperium. Nie pozwolimy, żeby Hunowie dyktowali nam, co mamy robić.
Charles Thomas Bettenson (urzędnik gwarancyjny ORP BŁYSKAWICY z ramienia stoczni J. Samuel White) zaprosił Józefa w ten dzień do siebie do domu: "Gainesville Cottage", Osborne Road, East Cowes. Wieczór spędzili w nastroju nadziei na szybkie zwycięstwo. Wypili toast za króla Jerzego VI i za Prezydenta RP. W rozmowach Bettenson wspominał swój pobyt w Gdyni 24 listopada 1938 r. kiedy był z prywatną wizytą u Wojtkowiaków i uspakajał Józefa, który bardzo martwił się o los rodziny.
Następnego dnia zaproszony był do Victora C. Richardsa, który mieszkał przy 13 Chapel Street, w Newport. Victor Richards i Józef Wojtkowiak już od 1935 byli zaprzyjaźnieni, gdyż mieli wspólne zainteresowania: mechanika, budowa okrętów. Victor bardzo interesował się opowiadaniami Józefa o niemieckiej marynarce i poziomie wyposażenia technicznego ich okrętów. Potem Wojtkowiak był zaproszony do pp F.S. Billowes (w stoczni pracował w Correspondence Room): do "Sherwood". Solent View Road. Gurnard, Cowes- i naturalnie do starych znajomych państwa Watts przy Cambridge Road, do Jim Littledale, Larry King i Ewart Day.
Józef Wojtkowiak pozostał w Cowes przy nadzorowaniu budowy ścigaczy i szkoleniu nowych załóg do 15 marca 1940 r., aż do swojego przeniesienia na ORP GARLAND. Zanim to nastąpiło, 16 marca 1940 r. został odkomenderowany na angielski okręt tego samego typu HMS GLOWWORM w celu odbycia praktyki w obsłudze maszyn, (służył do 28 marca 1940). Był tam ze starym przyjacielem z Gdyni-Oksywia starszym bosmanem Józefem Grzonką, z którym w 1928 służył w Tulońskiej stoczni Arsenał, a w 1937 w Cowes. O ich służbie pisze Jerzy Pertek w swojej książce "Pod obcymi banderami" (s.92/93, NS 170). “Również polscy podoficerowie marynarki kierowani byli na brytyjskie okręty dla odbycia stażu. Pierwszy tego rodzaju wypadek nieomal zakończyłby się tragicznie. Kiedy w Admiralicji Brytyjskiej zapadła na początku 1940 roku decyzja przekazania Polakom GARLANDA, Anglicy zażądali, aby dwóch starszych polskich podoficerów odbyło jednomiesięczny staż na okręcie tego samego typu. Wskazanym okrętem był GLOWWORM, a wyznaczonymi przez Kierownictwo Marynarki Wojennej podoficerami – starsi bosmani Józef Grzonka i Józef Wojtkowiak. Gdy czas ich stażu dobiegał już końca nastąpiły znane wydarzenia zapoczątkowujące hitlerowską inwazję w Norwegii. W jej przeddzień GLOWWORM natknął się na niemieckie okręty i bohatersko walcząc z przeważającymi siłami został zatopiony pociskami artylerii ciężkiego krążownika ADMIRAŁ HIPPER. Po otrzymaniu tej wiadomości Admiralicja Brytyjska przysłała do Kierownictwa Marynarki Wojennej pismo kondolencyjne z wyrazami żalu z powodu śmierci obu polskich podoficerów. Tymczasem tego samego dnia obaj rzekomo polegli bosmani zameldowali się w gmachu Kierownictwa. Okazało się, że dowódca GLOWWORMA kazał im się wyokrętować w ostatniej chwili przed wyjściem okrętu w morze, o czym sam już nie zdążył zameldować swemu dowództwu.”
Wojtkowiakowa na wygnaniu w Brodnicy (mieszkała tam u swojej siostry Aurelii Lewickiej, Brodnica. Strasburg. Victoriastrasse 15) otrzymała list od Niemców zawiadamiający ją o śmierci męża. Jednak temu nie wierzyła i po jakimś czasie, już będąc w Spiczynie otrzymała pocztówkę z Portugalii z pozdrowieniami od Józefa. Pocztówka była wysłana przez Czerwony Krzyż.
Niemcy musieli wiedzieć, kto służył na GLOWWORMIE, skoro takie zawiadomienie przysłali, a że dowódca angielskiego okrętu Lt Cdr Gerard Roope nie zdążył zameldować o zmianach w załodze, nie wiedzieli, że polskich podoficerów już na pokładzie nie było.
Los HMS GLOWWORM był tragiczny ale bohaterski. Wywiad Brytyjski i rekonesans powietrzny wykrył dużą koncentrację okrętów w niemieckich portach nad Bałtykiem, ale adm. Sir Charles Forbes, głównodowodzący Flotą Ojczystą (Commander in Chief Home Fleet) wątpił w akuratność tych raportów i uznał je za wojnę nerwów. I tak, na ślepo, angielskie stawiacze min wypłynęły na norweskie wody 8 kwietnia 1940 r.
Po drodze napotkały ogromny sztorm i niszczyciel HMS GLOWWORM musiał zawrócić, aby szukać w rozszalałym morzu jednego z członków załogi, który wypadł za burtę. Płynąc bardzo szybko z powrotem okręt ten wszedł na drogę niemieckich okrętów szykujących się do zaatakowania norweskiego portu Trondheim. W gęstym mroku natknął się na niemiecki niszczyciel BERND VON ARNIM. Nie zdając sobie sprawy z faktu, że niemiecki niszczyciel był częścią większego zespołu, GLOWWORM nawiązał z nim kontakt bojowy.
Niemiecki niszczyciel, na którego pokładzie znajdowało się wojsko, zaczynał już poważnie odczuwać skutki ostrzału GLOWWORMA, kiedy nagle niemal na wprost brytyjskiego okrętu pojawił się niemiecki ciężki krążownik ADMIRAŁ HIPPER. W takiej sytuacji GLOWWORM zmuszony był skryć się pod zasłoną dymną i uciekać. ADMIRAŁ HIPPER podążył za nim. HMS GLOWWORM przez jakiś jeszcze czas wymykał się ze szpon Niemca, ale kiedy zasłona dymna się podniosła, załoga HIPPERA z bliska ujrzała go po prawej burcie z przodu okrętu. Angielski niszczyciel szedł prosto na HIPPERA z zamiarem staranowania. Był to podyktowany rozpaczą i tylko częściowo udany kontratak. Niszczyciel zmiażdżył kadłub krążownika i oderwał 40 metrów jego opancerzenia. HIPPER obrócił się w celu oszacowania uszkodzenia. Było poważne, ale nie na tyle poważne aby powstrzymało jego dojście do Trondheim. Natomiast dla GLOWWORMA nie było już ratunku. Gdy trafiony pociskami dryfował, usłyszano wybuch, który spowodował jego pękniecie.
Zanim zatonął HMS GLOWWORM zdążył wysłać depeszę radiową ostrzegającą przed niemiecką flotą znajdującą się na morzu.
Wśród uratowanych rozbitków z GLOWWORMA znajdował się jego dowódca Lt Commander Gerard Roope, ale kiedy wspinał się po linowej drabince na pokład HIPPERA z wycieńczenia i zmęczenia wpadł do wody i zginął. Pośmiertnie udekorowany został krzyżem Victoria Cross.
Józef Wojtkowiak już 15 marca 1940 r. wiedział, że zostanie przeniesiony na nowy okręt ORP GARLAND do obsługi maszynowej jako II oficer mechanik. 29 marca 1940 r. wyjechał z Londynu na Maltę (gdzie był GARLAND) razem z kpt. mar. Z. Wojewódzkim i komisarzem ppor. mar. Józefem Chojnowskim.
3 maja 1940 nastąpiło uroczyste przekazanie okrętu Polskiej Marynarce Wojennej i podniesiono polską banderę na ORP Garland w porcie La Valetta na Malcie. Odbyła się uroczysta msza św. z udziałem brytyjskiego wiceadmirała W.T. Forda i załogi okrętu. Ołtarz był udekorowany narodowymi flagami; polską i brytyjską. ORP GARLAND ze względów kurtuazyjnych zatrzymał angielską nazwę. Był szesnastym okrętem floty brytyjskiej noszącym tę nazwę.
4 maja 1940 nieprzyjacielskie bomby zatopiły GROMA pod Narwikiem, tego GROMA, przy którego budowie Józef spędził tyle godzin pracy i poświęcenia. Na GROMIE miał przyjaciół. Jednym z nich był Teodor Chlasta (1910 -17. 11. 1983; pracował w Cowes przy budowie GROMA), którego wyratowano z wody. Po wojnie też osiedlił się w Plymouth i opowiadał: "Niemcy strzelali do tych, którzy byli już w angielskich łodziach ratunkowych. Przypłynął szybko angielski niszczyciel i zrobił z Niemcami porządek." Chlasta otrzymał wysokie odznaczenie angielskie Mentioned in Dispatches.
W czasie postoju na Malcie w La Valetta Józef wybrał się na wyspę Gozo, znajdującą się 4 mile na płn. zach. od Malty. Ta mała wyspa, pokryta pagórkami, posiadała, jak zauważył, bardzo urodzajną glebę. Stolicą Gozo jest miasteczko Victoria, a katedra "Ta Pinu" znajduje się w starej cytadeli. Właśnie w sklepie przed tą katedrą kupił kilka pocztówek. Na Malcie było cicho, bombardowania się jeszcze nie zaczęły i można było oddychać spokojnie nie myśląc o następnym dniu. Był to więc czas na zwiedzanie i rozmyślanie, a myśli każdego marynarza z GARLANDA skierowane były ku Polsce.
16 maja 1940 GARLAND opuścił Maltę i udał się do Aleksandrii, aby ukończyć prace instalacyjne. "W Aleksandrii było bardzo niebezpiecznie chodzić po ulicach, przebywało tam wiele osób różnych narodowości i nie wiadomo było kto tam jest po stronie niemieckiej, a kto nie. Trzeba było dobrze się mieć na baczności, ponieważ łatwo było otrzymać cios nożem w plecy" - tak opowiadał Józef Wojtkowiak. Aleksandria nie przedstawiała sobą uroków życia, a jej atmosfera nie zachęcała do spacerów po jej ciekawych zaułkach. W 1940 Wojtkowiak miał 42 lata, był sprawny fizycznie, potrafiłby się obronić nawet przed atakiem z tyłu. Spacerował po mieście i dużo przy tym zwiedził. Na szczęście nikt na Józefa nie napadł, chociaż był na to przygotowany.
Gdy załoga GARLANDA przebywała w Aleksandrii , dotarła wiadomość o bombardowaniu La Valetty na Malcie. Pierwsze bomby zostały zrzucone 11 czerwca 1940 przez włoskie siły powietrzne (Regia Aeronautica). Było to na drugi dzień po włączeniu się Włoch do wojny. 10 bombowców typu Savoia-Marchetti SM-79 wyleciało z Sycylii i rozpoczęło bombardowanie La Valetty i okolic z lotniskiem Hal Far na południu wyspy. Tego dnia miało miejsce 8 nalotów, rzucano bomby na instalacje marynarki wojennej i stocznię. ORP GARLAND szczęśliwie wypłynął z Malty przed rozpoczęciem tych ataków.
Dzieje GARLANDA zostały opisane przez Stanisława M Piaskowskiego i innych autorów.
3 sierpnia przybyli do Haify. Józef i inni mogli stąd udać się na wycieczki do miejsc świętych i modlić się w miejscach dotąd znanych tylko z książek. Józef kupił masę pamiątek, książeczek do modlitwy, medalików i różańce, które teraz dla mnie mają wielką wartość sentymentalną.
Józef zszedł z GARLANDA po otrzymaniu w dniu 28 września 1940 rozkazu zameldowania się na nowym okręcie ORP PIORUN. Poukładał wszystkie swoje pamiątki, i te, które kupił na Malcie (dwie małe koronkowe oryginalne serwetki, pocztówki z Gozo, jedna broszka z kości słoniowej z wizerunkiem Matki Boskiej z Gozo) i w Ziemi Świętej (9 małych medalików z Jerozolimy, które poświęcone były na grobie Chrystusa, różaniec z Nazaretu, 4 medaliki okrągłe i jeden owalny z grobu Chrystusa i Jerozolimy, 1 bransoletka z kości słoniowej z Gibraltaru. 2 słonie i 1 kogutek z kości słoniowej z Gibraltaru). Z tymi pamiątkami i nieodłączną króliczą łapką z Nekli był gotowy na następne zadanie.
ORP Piorun
Wojtkowiak rozpoczął służbę na ORP PIORUN jako II oficer mechanik 2 października 1940 r. ponieważ musiał zapoznać się z maszynownią. Polską banderę podniesiono 5 listopada 1940 r. Na okręcie ponownie spotkał się ze swoimi dawnymi kolegami: Janem Chmarą, Wacławem Maciesowiczem i Teofilem Paczkowskim. Pracowali razem w różnych latach na różnych jednostkach, więc byli ze sobą doskonale zgrani.
Dzieje ORP PIORUN są wszystkim bardzo dobrze znane. Te historyczne wydarzenia są opisane przez S M Piaskowskiego w Kronikach PMW, w artykule Pławskiego w NS 127 i wielu innych publikacjach.
20 lutego 1941 Józef Wojtkowiak obchodził swoje 43-cie urodziny z dala od kraju, rodziny i bliskich, na dalekim Atlantyku eskortując konwój idący do Anglii. Obchodził je pamiętając o rodzinie w okupowanym kraju i modląc się razem z innymi o jego wyzwolenie.
13 kwietnia 1941 PIORUN ratuje 290 rozbitków z krążownika pomocniczego HMS RAJPUTANA. W czasie akcji Józef Wojtkowiak był kierownikiem ekipy ratunkowej.
W maju 1941 brał udział w poszukiwaniach największego niemieckiego pancernika BISMARCK. Wsławił się odnalezieniem BISMARCKA i nawiązaniem z nim kontaktu bojowego w nocy 26 maja 1941 r., podczas którego dowódca PIORUNA kmdr Eugeniusz Pławski wydał rozkaz ostrzelania niemieckiego pancernika na chwałę Polski. Podczas okropnej pogody, przy nadzwyczajnie umiejętnych manewrach maszynami polski okręt nie został trafiony ani razu pociskami przeciwnika. Jedna celna salwa z BISMARCKA zniosłaby z powierzchni wód małego PIORUNA.
Morska tradycja każe nagradzać najczęściej nawigatorów, ale tym razem należy wspomnieć i załogę maszynową, która w pocie czoła potrafiła podyktować maszynom bezpieczny kurs. W czasie piekielnych przechyłów dochodzących do 60° Józef zapomniał o życiu na lądzie, ale wierzył ciągle w swoje morskie szczęście z pomocą fizycznego wysiłku i modlitw. Powtarzał modlitwę z obrazka z Ogrodu Getsemani, kupionego podczas pobytu GARLANDA w Haifie “O, najłaskawszy Jezu, miłośniku dusz, błagam Cię przez konanie Serca Twego najświętszego i boleści Matki Twej Niepokalanej, oczyść krwią Twoją świata całego grzeszników, którzy w tej chwili konają i dziś jeszcze z tego świata zejść mają. Amen.” Miał też przy sobie mały medalik i ikonę Matki Boskiej z Dzieciątkiem Jezus (mam ją) z modlitwami: Ojcze Nasz i Zdrowaś Mario.
Pierwszy rejs BISMARCKA zakończył się 27 maja 1941, kiedy storpedowany poszedł na dno. A jeszcze tak niedawno, bo 14 lutego 1939 był z krzykiem i szumem wodowany w Hamburgu w obecności Hitlera ubranego w nazistowski mundur. Pancernik zręcznie zsunął się na wodę i nikt nie zdawał sobie sprawy, że umieszczona na jego dziobie flaga z hakenkreuzem nic dobrego nie przyniesie. Obecny przy wodowaniu komentator niemieckiego radia powiedział: "W zadziwiającej obecności naszego chwalebnego führera spuszczamy na wodę ten potężny pancernik i oddajemy pod opiekę żywiołowi. Ten nowy okręt jest symbolem niemieckiej potęgi i jest w stanie zadać cios każdemu wrogowi spotkanemu na pełnym morzu."
Ani słowa o Boskiej opiece, ani jednej modlitwy. Dlatego musiał zginąć - tak potem mówił Józef.
Józef Wojtkowiak za udział w akcji z BISMARCKIEM został odznaczony Krzyżem Walecznych. Legitymacja upoważniająca do noszenia Krzyża Walecznych nr 348 została wydana w Londynie 24 lutego 1942. Podpisał ją Kierownik Sam. Ref. Pers. KMW - W. Łomidze. kmdr ppor.
Komandor Pławski w Naszych Sygnałach nr 127 w artykule o PIORUNIE pisze: "Popełniłbym wielki grzech, gdybym nie wspomniał o takich filarach jakimi byli chorążowie: Kacper Grzywaczyk. Jan Chmara i Józef Wojtkowiak."
Jakie uczucia nawiedzały załogę PIORUNA w tym dniu najlepiej tylko oni sami mogą to opisać.
Służąc na PIORUNIE Wojtkowiak bierze udział w konwojach atlantyckich, na Maltę i w patrolach u brzegów Sardynii. W październiku 1941 przybywa z konwojem do St.John i Halifax w Newfoundland. W Halifaxie kupił kilka złotych zegarków i wiecznych piór. Za złotego Tissota zapłacił Ł15. Były to pamiątki dla rodziny.
Dnia 18 stycznia 1943 PIORUN wyrusza w z Seydisfjordu na Islandii w pierwszy konwój do Murmańska, który składał się z 16 statków różnych bander, przeważnie amerykańskich, bardzo dobrze uzbrojonych przeciw lotniczo. W eskorcie szło 8 niszczycieli, 3 korwety i 2 trałowce z tyłu, jako okręty ratunkowe. Gdzieś na 50 mil morskich przed PIORUNEM płynęły 4 krążowniki brytyjskie i dalej, jakieś 100 mil w kierunku bieguna posuwały się 2 pancerniki i lotniskowiec brytyjski. Ta grupa miała ubezpieczać konwój w wypadku gdyby z Norwegii wyszły znajdujące się tam pancerniki lub krążowniki niemieckie.
Podróż tam i z powrotem trwała 3 tygodnie. W Murmańsku Józef na ląd nie schodził, teren wydawał się mu obcy. Widział jednak, że czołgi dostarczone Rosji w jednym z konwojów stały w śniegu, ponieważ Rosjanie nie potrafili zorganizować ich przetransportowania. Zapamiętał, że jeden z Rosjan powiedział "my i tak będziemy pierwsi w Berlinie".
16 IV 1943 dowódcą PIORUNA został sławny kmdr por. Stanisław Dzienisiewicz. Znałam go bardzo dobrze w latach 60-tych i raz na tydzień chodziliśmy na obiady w City, a potem po zakupy na Leadenhall Market i po polski chleb u Kossoffa. Był to człowiek, w którym każdy by się mógł łatwo zakochać, po prostu nie miał wad. Opowiadał mi o swoich przeżyciach w Kozielsku i Griazowcu i o tym jak cudem się uratował, ponieważ był w pokazowym obozie. Nie wiedział jednak czym się kierowano przydzielając ich do obozu w Griazowcu. W Kozielsku warunki były trudne, a strażnicy wyzywali Polaków od "polskije pany" i "prokliatyje Lachi". Handlarki przywoziły za cenę złota sól z Kazania, jedzenie było marne i dla więźniów i dla strażników. W Griazowcu strażnicy i "zakluczonnyje" mogli ze sobą rozmawiać. Komandor był wielkim amatorem literatury i chciał dla odprężenia umysłu coś poczytać. Wiedział, że nic nieideowego w obozie nie znajdzie, ale czy w ogóle coś znajdzie? W tych niepewnych czasach człowiek musiał coś mieć, żeby nie oszaleć i gazeta lub książka odegrałaby rolę filozofa. Komandor spytał się strażnika czy ma PRAWDĘ, a ten odpowiedział "ja niekurjaszczij", gdyż okazało się, że zarówno on sam, jak i jego towarzysze nie umieli czytać, a palacze używali kartek PRAWDY tylko do skręcania machorkowych papierosów. Jeńców polskich przewieźli do Murmańska, a stamtąd na HMS EDINBURGH kmdr Dzienisiewicz dopłynął 2.2.1942 do Szkocji i rozpoczął służbę w PMW.
Po dłuższym okresie służby na Morzu Północnym oraz Atlantyku, gdzie zimą i wiosną panowały niezwykłe sztormy i mrozy, ku radości załogi, z uwagi na warunki, w czerwcu 1943 PIORUN ostatecznie skierowany został na Morze Śródziemne.
Przez pierwsze 2 tygodnie września 1943 trwała kampania około Salerno. Po zwycięstwach znalazł się czas na zwiedzenie Neapolu, gdzie Józef znowu z myślą o rodzinie kupił wiele pamiątek, takich, jak rzeźbione broszki, kamea, różańce i korale. W Bari kupił dewocjonalia z kości słoniowej, pocztówki i broszurki o historii miasta.
Po kapitulacji Włoch na początku września 1943 ORP PIORUN znalazł się w Brindisi aby eskortować okręt SCIPIONE AFRICANO z królem Victorem Emanuelem II (1869-1947) na Maltę.
Za kampanię pod Salerno Wojtkowiak otrzymał jeszcze jeden Krzyż Walecznych (Legitymacja 952. z 20 maja 1945, podpisana przez Szefa Sztabu KMW kmdr E. Pławskiego i szefa Wydz. Pers. Kmdr. Ppor. B. Biskupskiego), za wojnę Krzyż Morski z Potrójnym Okuciem (Legitymacja Nr. 476, z 3 lipca 1945, podpisana przez Szefa Wydz. Pers. KMW kmdr. Por. B. Biskupskiego), oraz 5 medali angielskich. Oto one: 1. 1939-1945 Star, 2. Atlantic Star, 3. Africa Star. 4. Italy Star, 5. War Medal.
Józef Wojtkowiak w czasie drugiej wojny światowej spędził 42 miesiące i 16 dni walcząc na morzach świata.
Z pamiętnika Ojca "Brałem udział w licznych konwojach i walkach morskich, np. konwoje na Morzu Północnym, operacje na Morzu Śródziemnym. Malta. Aleksandria, Haifa, Cypr, Dardanelle, Afryka, Gibraltar, Włochy (Sycylia i główny ląd), Augusta, Crotone, Giovani, Salerno. Brindisi, Bari, Taranto. Algier, Oran, Bizerta. Neapol etc., dalej konwoje do Kanady (Halifax). konwoje do Nowej Fundlandii (St. John, Argentia), konwoje do Islandii, do Rosji (Murmańsk), konwoje do Malty, operacje nad wybrzeżami Norwegii, Francji, w Kanale Angielskim, walka z pancernikiem BISMARCK."
Na obcych wodach
Na jesieni 1943 Wojtkowiak zostaje przeniesiony do Glasgow na kurs oficerów mechaników PMW. Zamieszkał przy 16 Queens Square, Glasgow, SI. Od samego początku pobytu w tym mieście zapisał się na członka Szkocko-Polskiego Klubu V-Club przy 195 Bath St., Glasgow, C2, w którym roczna składka członkowska wynosiła 5 szylingów. Skarbnikiem i sekretarzem klubu był G. Smith.
W Glasgow 15 kwietnia 1944 ukończył kurs oficerski z wynikiem bardzo dobrym. "Zdałem oficjalny egzamin na oficera mechanika przed Komisją Egzaminacyjną pod przewodnictwem admirała Korytowskiego" - pisze Wojtkowiak w swoim pamiętniku. Również pisze, że egzamin dojrzałości odbywał się w dniach 3.4.1944 - 5.4.1944. wg. Dz. Z. Sz. KMW 28/43 z 19.11.1943 r. Otrzymał zaświadczenie z Ministerstwa Spraw Wojskowych, KMW, 51, New Cavendish Street, London, W. l. 29 sierpnia 1945: "Na podstawie zarządzenia Szefa KMW z 31 stycznia 1944 /Dz. Zarz. Szefa K.M.W. Nr. 4/44 poz. II/, jako Przewodniczący Komisji Egzaminacyjnej stwierdzam, że okaziciel niniejszego ppor. WOJTKOWIAK Józef zdał w dniu 15 kwietnia 1944, z wynikiem bardzo dobrym, egzamin pisemny i ustny, przewidziany w zarządzeniu Naczelnego Wodza z dnia 19 października 1943 w sprawie warunków mianowania chorążych marynarki na stopień podporucznika marynarki służby stałej. /Dz. Zarz. Szefa K.M.W. Ńr. 28/43 poz.
1/. Podpisano: II Zastępca Szefa K.M.W. K. Korytowski. kontr-adm."
Z Glasgow przed przyjazdem do Plymouth pojechał do Edynburga na operację zatoki Heimora (polipy w nosie). Operacja nie była bolesna, ale najgorsze było wyjmowanie szwów, które tylko jeden z chirurgów potrafił wykonać bez sprawiania pacjentom udręki.
Od 21 kwietnia 1944 zostaje skierowany do Centrum Wyszkolenia Specjalistów Floty w Plymouth.
3 maja 1944 zostaje promowany na stopień podporucznika marynarki i pracuje jako instruktor-wykładowca a następnie kierownik kursu mechaniczno-elektrycznego w CWSF w Plymouth. Komendantem Centrum był kmdr ppor. Marian Kadulski. 20 września 1945 zostaje awansowany do stopnia porucznika mar. i pozostaje w Plymouth, pełniąc w dalszym ciągu tę samą funkcję aż do rozwiązania PMW w Anglii.
Wojtkowiak opracował dla uczestników kursów wiele podręczników i instrukcji, które zostały zatwierdzone do użytku służbowego w CWSF przez Szefa KMW wiceadmirała Świrskicgo.
Oto wyciąg z rozkazu nr 43 z 13 lipca 1945r.
"II. Podręczniki i instrukcje - zatwierdzenie do użytku służbowego w CWSF.
Zatwierdzam do użytku służbowego w CWSF następujące podręczniki i instrukcje techniczne opracowane przez ppor. mar. J. Wojtkowiaka:
1.Wielostopniowa turbopompa zasilająca Weir'a - typ bębnowy i pierścieniowy.
2.Urządzenie elektro-hydrauliczne do sterowania typu BROWN.
3.Telemotor sterowy BROWN'A typ pojedynczy.
4.Pompy powietrzne tłokowe WEIR'A.
5.Samoczynny regulator zasilania WEIR'A w zamkniętym obwodzie zasilenia.
6.Samoczynny regulator zasilania MUMFORD STEDIFLOW typ j.
7.Parowy smoczek powietrzny WEIR'A MAXIVAC typ dwustopniowy Mark VI i typ trzystopniowy Mark V.
8.Podgrzewacze, skraplacze pomocnicze, filtry 5 typów.
9.Zamknięty obwód zasilania WEIR'A.
10.Standardowa parowa tłokowa pomocnicza pompa zasilająca WEIR"A.
11.Pompa skroplinowa WEIR'A (odśrodkowa) - część wodna."
Za napisanie 11 podręczników i instrukcji Wojtkowiak był wymieniony z pochwałą przez Komendanta CWSF kmdr. ppor. M. Kadulskiego w rozkazie dziennym nr. 184. wyciąg Nr. 13/45, 12 sierpnia 1945. Wojtkowiak pisze w swoim pamiętniku: "Przetłumaczyłem 16 podręczników technicznych angielskich na język polski do użytku PMW, za co otrzymałem pochwałę Szefa KMW i zapłatę."
Jeden z przetłumaczonych podręczników to "Mechanizmy Pomocnicze".
Następnym kierownikiem kursu maszynistów był por. Franciszek Preisner, który po ukończeniu angielskiej szkoły inżynierii morskiej służył na ORP GARLAND od maja 1943 do marca 1946 r., będąc przez ostatnie 2 lata jego I oficerem mechanikiem.
Przyszedł bardzo trudny okres dla wszystkich. Stanął przed nimi wybór: wracać, czy pozostać w Anglii ? Niektórzy wracali, a wśród nich byli agitatorzy, którzy grozili Wojtkowiakowi szubienicą, jeżeli zawinie do kraju, ponieważ bardzo negatywnie wyrażał się o nowym reżimie.
Nadszedł w końcu czas, kiedy wszyscy musieli odejść do cywila i szukać innej pracy.
10 lipca 1946 Józef otrzymał dyplom II oficera mechanika we flocie handlowej. W czerwcu i lipcu 1946 zaczął starać się o obywatelstwo angielskie. Przyjaciele i znajomi z Cowes (H.C. Carey, A. Hoare. V. Richards, F.S. Billowes МВE, E. Day) i z RN (Lt Cmdr W. Jenkins. Office of Captain M/S. Malta) dostarczyli doskonałe referencje. 13 listopada 1946 Wojtkowiak oddał swój pistolet typu MAUSER kal 7.65. Nr. 53585 wraz z 9 nabojami do zbrojowni CWSF w Devonporcie. Przyszła nowina, że otrzymał posadę Chief Engineer na s/s VILLAR należącym do firmy Lamport & Holt w Liverpoolu, toteż 15 VIII 1947 wymówił mieszkanie u pp. Alexander przy 2 Salibury Ter, Stoke w Plymouth i 22 VIII 1947 wyjechał do Londynu. 23 VIII 1947 otrzymał zwolnienie z PRC (Polski Korpus Przysposobienia i Rozmieszczenia) i zawiadomił Food Office i Policję, że tego dnia wyrusza w świat. W Londynie zatrzymał się na parę dni u swojej krewnej Kazimiery Kawko i 25 VIII 1947 wyjechał do Liverpoolu. Tutaj 26 VIII 1947 w Lloyds banku pobrał Ł25, co było zezwoloną sumą do wzięcia na wyjazd. 28 VIII 1947 razem z innymi zaokrętował się na s/s MARSDALE. Wypłynęli rano następnego dnia do Nowej Szkocji w Kanadzie. 6 IX 1947 przybyli do Sydney NS. Oficjalnie praca na VILLARZE zaczęła się 24 VIII 1947 na drugi dzień po zwolnieniu z PRC.
Fot.
Na VILLARZE, którego kapitanem był Anglik W. Kimmings, od razu szczegółowo zapoznał się z przedziałami okrętu, kotłownią, kotłami, maszynownią, maszynami, mechanizmami pomocniczymi, chłodnią, zbiornikami ropowymi i innymi urządzeniami. Postanowił utrzymywać wszystko w czystości i porządku, tak jak to było w PMW.
Wkrótce wypływali w tropik, a że statek kursował między Ameryką Północną i Południową, więc wszyscy wyposażyli się w białe kombinezony, szorty, bluzy, letnie trzewiki i hełmy. Oprócz tego trzeba było pamiętać o zabezpieczeniu się przed tropikalnymi chorobami.
19 września 1947 byli w Nowym Yorku, gdzie wypłacono im pierwszą cywilną gażę.
W pamiętniku pod data 20 IX 1947 jest lista tych, którzy razem z Wojtkowiakiem pracowali na s/s VILLAR: Hess, Mayer, Zdanowicz, Igliński, Oksiński, Socha. Szczepski, Głuszek, Cichocki, Kuty i Dąbrowski.
30 września 1947 przybyli do Belem w Brazylii, a 1 października do Rio de Janeiro.
2 X 1948 r. Wojtkowiak otrzymał w Wydziale Konsularnym przy Ambasadzie Rzeczypospolitej Polskiej w Buenos Aires (placówka ta nie uznawała reżymu w Warszawie) zaświadczenie żeglarskie I mech okrętowego nr W-1725. Podpisał je sekretarz Bronisław Mechlowicz. Ci, którzy nie chcieli zwracać się do przedstawiciela administracji warszawskiej korzystali z usług niezależnego poselstwa. Również tam Józef otrzymał nowy paszport polski SER.III Nr. 1725/26/48 wydany 29 V 1948 z ważnością do 29 V 1951. Jednak ważny był też jego Travel Documcnt ECA 9486887 wydany w Anglii.
W styczniu 1948 roku przypadkowo spotkał się na ruchliwej ulicy Avenida de Mayo w Buenos Aires w dzielnicy tzw. Centro z chorążym Janem Chmarą, kolegą z ORP PIORUN, który zaczął przy końcu lat 40-tych pływać na statkach handlowych z Gdyni do Ameryki Południowej. Później Wojtkowiak spotykał się jeszcze kilkakrotnie z Chmarą, za którego pośrednictwem przekazywał rodzinie w Gdyni dolary.
Buenos Aires nie podobało się Józefowi, ponieważ rządzili tam Peronowie i nie wolno było rozmawiać po angielsku nawet w sklepach, których właścicielami byli Anglicy. Ewa Peron koniecznie chciała przyjechać do Anglii i być przyjętą na dworze królewskim. Anglicy nie chcieli się na to zgodzić i tak się złościła, że zabroniła nawet w sklepach rozmawiać po angielsku. W Buenos Aires Józef odwiedzał por. mar. Zygmunta Kicińskiego, który po wojnie razem z Frankiem Dudkowiakiem prowadził przedsiębiorstwo elektryczne. W tym czasie Józef ponownie nawiązał kontakt z byłym członkiem Komisji Nadzorczej z Cowes, ppor. mar. Stanisławem Rodogostem-Uniechowskim, który mieszkał w Troy w USA i z kmdr. Piotrem Bukrabą mieszkającym w Lafayette, L.A. Z nimi korespondował do śmierci.
Bywało, że wjeżdżali w dżunglę nad rzeką La Plata. Zwierzęta i rośliny żyły tam spokojnie według praw natury. Małpy biegały po drzewach nie zwracając uwagi na ludzi, którzy tam się pojawiali. Jeden z przybyszów dla żartów zastrzelił małpę karmiącą małe małpiątko. W jednej chwili cała dżungla, jak gdyby dla solidarności, zawyła i podniósł się dziki niesamowity krzyk zagłuszający wszystkie naturalne odgłosy. W ten sposób natura dała znać człowiekowi, że nie wolno zabijać drugiego stworzenia.
Na Morzu Karaibskim niektórzy marynarze popisywali się, co według nich nazywało się odwagą, ale właściwie było szczytem ludzkiej głupoty. Skakali z VILLARA do morza, w którym pływały rekiny, chwaląc się, że uda im się przed nimi zawsze uciec. Wojtkowiak nie pozwalał na takiego rodzaju popisy, ale na szczęście nigdy nie doszło do niefortunnego wypadku.
Po wygaśnięciu kontraktu 6 VI 1949 wrócił z Nowego Yorku do Anglii na s/s PARTHIA. J. Mc Guinness, Joint General Manager firmy Lamport & Holt napisał o Wojtkowiaku: "He has proved himself to be a very competcnt Engineer and we are extremely satisfied with his work on board our vessel. He also has proved himself capablc of handling men under his command. and his conduct has been exemplary at all times."
J.R. Groundwater, który przeprowadził inspekcję maszyn VILLARA 6 VII 1949 napisał: "Mr Wojtkowiak is industrious, competent and reliable Marinę Engineer and in my opinion it would not be possible to find anyone more capable."
Dla wypełnienia czasu, jako hobbysta, Józef został wolnym słuchaczem na wydziale inżynierii morskiej na Uniwersytecie w Southampton od 7 IX 1949 do 20 XII 1949.
Na Wigilię 1949 Wojtkowiak wprowadził się do swojego domu w Plymouth, gdzie mieszkał już do końca swych dni.
1 lutego 1950 przyjął obywatelstwo angielskie.
Z powodu trudności wymówienia polskiego nazwiska Józef zaczął nazywać siebie Mr Alderman.
Wkrótce zaczyna pracować w Plymouth-Sutton w firmie REME. Praca wymagała od niego częstych prób na ścigaczach RN na morzu. Był więc przez jakiś czas w swoim żywiole. Zaczęły się redukcje i firma się zlikwidowała. Dyrektor 17 X 1956 napisał: "Mr Wojtkowiak is very studious and very conversant with technical subjects, he is most trustworthy, honest, sober and punctual. and I have no hesitation in highly recommending him to any employer."
17 grudnia 1951 otrzymał pilny telegram z Lamport & Holt proponujący natychmiastową posadę oficera mech na rejs do Japonii. Po krótkim namyśle odmówił, ponieważ miał już inną pracę na lądzie.
17 lutego 1956 został członkiem nr 4460 Graduatc Institute of Plant Engineers.
Od 4 III 1957 pracuje w stoczni Devonport w Plymouth, gdzie zjednuje sobie kolejnych przyjaciół, którzy będą o nim pamiętać do końca. Harold Grose, chief steward, co roku organizował w stoczni zbiórkę na prezent gwiazdkowy dla Józefa i co roku przynosił ten upominek jako wyraz uznania i przyjaźni.
Pożegnanie
We wrześniu 1960 zakończył pracę w stoczni z powodu choroby. Jako członek Stowarzyszenia Marynarki Wojennej interesował się bardzo sprawami PMW, czytając po kilka razy od deski do deski Nasze Sygnały. Czytał książki o tematyce morskiej, które przychodziły z Polski od krewnych i przyjaciół. Choroba przykuła go do łóżka, przy którym stała butla tlenowa. Bardzo był szczęśliwy, kiedy jeszcze za życia doczekał się wyboru polskiego papieża. Jego lekarz dr Frederick Dwyer specjalnie przyszedł w ten dzień pogratulować wyboru kardynała Wojtyły. Umarł w nocy 16 lutego 1979 r. w swoim domu, ale w obcym kraju.
W służbie morza odwiedził takie kraje: Algier, Argentyna, Barbados, Belgia, Brazylia, Curacao, Dania, Egipt. Estonia, Finlandia, Francja, Gibraltar, Grecja. Irlandia, Islandia. Hiszpania, Kanada (Nowa Fundlandia), Litwa, Łotwa, Malta, Maroko, Niemcy, Palestyna (Grób Chrystusa), Polska, Porto Rico, Prusy, Rosja, Szwecja, Trinidad. Tunis, Urugwaj, USA i Włochy.
Mówił i pracował używając języka polskiego, francuskiego, niemieckiego, hiszpańskiego i angielskiego.
Okręty na których służył: EMDEN, SMS NYMPHE, S-16, V-159, OORP MEWA, GENERAL HALLER, KOMENDANT PIŁSUDSKI, GENERAŁ SOSNKOWSKI, WICHER, BURZA, GROM, BŁYSKAWICA, BAŁTYK, GARLAND, PIORUN, HMS GLOWWORM, TROMBE, OURAGAN i s/s VILLAR.
Medale: Polska Swemu Obrońcy 1918-1921, Na Polu Chwały Walecznym 1920, Brązowy Krzyż Zasługi 1928, Medal Dziesięciolecia 1928. Medal z Piłsudskim 1918-1928, 2 Krzyże Walecznych, Medal Morski z Potrójnym Okuciem. 1939-45 Star, Atlantic Star, Africa Star, Italy Star i War Medal 1939-45.
Sekretarz Stowarzyszenia MW kmdr Bruno Jabłoński napisał 20 lutego 1979 do wdowy: "Z żalem dowiedzieliśmy się o zgonie Pani Męża. który był jednym z naszych najstarszych Kolegów. Proszę przyjąć ode mnie w imieniu SMW nasze najszczersze kondolencje. Niech Panią Bóg pocieszy."
Bibliografia:
1) E. Bradford. The Life and Death of the Royal Navy's Proudest Ship. White Lion London 1974.
2) E. Gröner. German Warships 1815-1945. London 1990.
3) R. Mielczarek, ORP GROM. Gdańsk 1970.
4) J. Pertek, BURZA Weteran Atlantyckich Szlaków, Gdynia 1965
5) J. Pertek, Pod Obcymi Banderami. Poznań 1984.
6) A. Rylke. W Służbie Okrętu.
7) W. Szczerkowski, ORP BŁYSKAWICA, Gdańsk 1970.
8) M.S. Piaskowski, Kontrtorpedowce WICHER i BURZA. New York 1984.
9) M.S. Piaskowski, Kroniki PMW 1918-1946. New York 1990.
10) J. Wojtkowiak, ORP WILIA w Cowes, Wiarus, Gdynia. 9 I 1937.
11) The World At Arms, The Readers' Digest Illustrated History of World War II.
12) NS 94. 127 (Pławski), 169 (Wizła), 170, 172 (Troman)
13) The Isle of Wight County Press, 25 VII 1936 & 3 X 1936
14) Dziennik chor. mar. J. Wojtkowiaka 15 VIII 1939 - 3 I 1940. Cowes.
15) Kolekcja dokumentów i fotografii por. mar. J. Wojtkowiaka
16) Notatki i opowiadania Wojtkowiaków.
17) Opowiadania kmdr S. Dzienisiewicza, kmdr S. Nahorskiego, kmdr B. Jabłońskiego, por F. Preisnera.
18) Korespondencja z Barbarą Januszkiewicz (siostrzenica księdza W. Miegonia).
19) Listy Mariana Wojtkowiaka (syn por. mar. J. Wojtkowiaka). Eugenii Jüngst (bratanica) i Tadeusza Walenczaka ( siostrzeniec).
Foto. Wanda Troman, córka Józefa Wojtkowiaka.
Pierwotnie biografia Józefa Wojtkowiaka ukazała się pod takim samym tytułem w roku 1993 w dodatku do “Naszych Sygnałów” nr 174, wydawanych w Londynie przez Stowarzyszenie Marynarki Wojennej. Na potrzeby tej publikacji, za zgodą Autorki materiał został skrócony i przeredagowany przez Jerzego Osypiuka i Mariusza Borowiaka.