Poezja jesienią.
Wiersze Lucyny Idasiak.
Lucyna Idasiak (z domu Komorowska) urodziła się w 1962 roku w Żninie, gdzie ukończyła Liceum Ogólnokształcące im. Braci Śniadeckich. Studia na uczelni będącej dziś Uniwersytetem Przyrodniczym w Poznaniu nie rozbudziły w niej pasji pisania wierszy. Można jednak śmiało dodać, że zainteresowania przyrodnicze stanowią niemałą inspirację jej twórczości. Od napisania pierwszego wiersza do bardziej świadomego i intensywnego pisania upłynęło blisko dwadzieścia lat.
Pracuje w Zespole Szkół w Targowej Górce jako nauczyciel przyrody i muzyki. Angażuje się w życie szkoły starając się rozwijać u dzieci i młodzieży zarówno zainteresowania przyrodnicze jak i muzyczne (szczególnie śpiew). W czasie rocznego urlopu próbowała znaleźć coś twórczego dla siebie i odkryła, że ma przecież wiersze..., które do tej pory pisała tylko okazyjnie. I tak, już nie pisze okazyjnie, ale szuka okazji, żeby pisać. A dlaczego pisze? Odpowiedź jest w jej wierszach, choćby w tym:
Ufność
Trzeba coś stracić, by odzyskać miłość
musi zaboleć, aby wstać z upadku
niezrozumiała życiowa zawiłość
skażona grzechem, który mamy w spadku
Długo nie widzieć sensu życia swego
i zamiast pereł zwykle łzy mieć w oku.
I nagle w cieniu skrzydła anielskiego
bez lęku kroczyć wśród grzeszności mroku.
Blask jesienny
Zadziwiam się blaskiem owym
jak w pierwszym zakochaniu,
tu róż z pomarańczowym
w trzmielinowym wydaniu
przyspieszył tętno nieco.
Wśród złotych liści powodzi
nim znów się łąki ukwiecą
brodzą i starzy i młodzi.
Kolejny zachwyt jesienną
zmianą barw gdy nadchodzi.
Dusza zostanie promienną,
choć twarz zmarszczka ochłodzi
Kto mi tak czyni?
Kto mi tak czyni, że łzami się zlewam?
Powoli, z trudem , a jednak dojrzewam
i radość życia głoszę tu na ziemi
strofami swymi.
Nie mnie jedyną Pan tak karmi łzami....
lecz daje każdej duszy, która się nie splami
by swoim pięknem przesłoniła nieba
takich potrzeba.
By w każdym, nawet małym ziarnku piasku
dostrzegać cząstkę Miłości Twej blasku,
która ogarnia najmniejszą istotę
Boską pozłotę.
Źródło radości człowieka każdego
i niekoniecznie wierszem natchnionego.
Jeśli li tylko serce swe oddaje
radość dostaje.
Powracając
Powracam tam, skąd kiedyś
odeszłam tylko na chwilę.
Wszystko było tak bliskie
teraz zmieniło się tyle.
Ludzi postacie znajome
nieco się pochyliły
uśmiechy stale te same
beze mnie też tu były.
Brzozy tu cieszą podobnie,
swą wysmukłością bieli
i wcale nie płaczą żałobnie
nurzając się w złotej kąpieli.
Nie zmyli mnie ten spokój
i radość ta nowa mi dana.
Wiem, że któregoś roku
będzie mi także zabrana.
Tajemnica
Nie jestem lepsza od przodków,
jak Eliasz słowa wymieniam
idąc przez most Nepomucena,
brzmią mi w krzyku strumienia.
Wiernego tajemnic stróża
pochłonęły rzeki fale.
Czy moja tajemnica oburza?
Przed Bogiem nie kryję jej wcale.
Jestem w objęciach Miłości
takiej, która nie zdradzi
i podobnie jak dłuto Klahra
moje pióro tak poprowadzi,
by utrwalić piękno cierpienia,
jak w przebitym z marmuru boku
najbardziej godnym wywyższenia,
uzdrawiającego dzięki wierze i oku.
Szczęście w starości
Owocem sad pięknieje,
zasługa jabłoni nikła.
Bez słońca i wody marnieje,
choćby wspaniale zakwitła.
Ten co wzrost drzewu daje,
pozwala, aby dojrzało,
człowieka prowadzi gajem
starości, żeby bolało?
Miłość cierpienie skróci,
ponad ból wołam w pokorze.
Szczęśliwy ten co powróci.
Udała Ci się ta starość Boże.