Antoni Chorąży
Mościce Dolne
Oderwani od korzeni
Wysiedlenia ludności polskiej z Kraju Warty do Mościc Dolnych nad Bugiem
Wydarzenia polityczne ostatnich lat i miesięcy wynikłe z polityki rządów państw niedalekich od Polski, jak i tych bardziej odległych - przenoszą nasze myśli do czasów II wojny światowej. Bardzo wielu ludzi, zwłaszcza tych, którzy urodzili się po jej zakończeniu - nie posiada dostatecznej wiedzy dotyczącej wojennego podziału państwa polskiego przez okupantów: radzieckiego i niemieckiego oraz wysiedlaniu ludności polskiej, jego celów i sposobów realizacji. W związku z dokonywanymi przez okupanta niemieckiego - już na przełomie 1939 i 1940 roku -przesiedleniami potomków olędrów o dawnych niemieckich korzeniach narodowościowych, protestantów, zamieszkujących wsie Mościce Dolne i Górne na prawym brzegu (okupacja radziecka) i solidaryzujących się z nimi rodzin, zamieszkałych w lewobrzeżnej części Mościc Dolnych (okupacja niemiecka) – w tejże lewobrzeżnej enklawie pozostały puste domy i zabudowania gospodarskie. Nie wszystkie były w dobrym stanie, drewniane, większość jeszcze pod strzechą. Podobnie, większość z nich była budowana według cech charakterystycznych dla stylu niemieckiego, tzw. budynki typu langhof (langhaus) czyli jeden budynek pod wspólnym dachem dla domu, chlewiku, obory i stodoły, czasami z późniejszą przybudówką dla inwentarza. Budynki mniej lub bardziej unoszono do góry na dębowych palach, kamieniach lub podmurówkach – w zależności od ukształtowania terenu i zamożności gospodarza, z wykorzystaniem naturalnych lub sztucznych wzniesień, zwanych terpami. Był to tutaj powszechny sposób na zabezpieczanie się przed wiosennymi wylewami rzeki, skutkującymi podtopieniami lub powodziami. Pozostała też ziemia: w nadbużańskiej dolinie łąki i niewielkie poletka na wzgórkach oraz odległe o kilka kilometrów pola - przeważnie w okolicy wsi Zańków.
Dotychczasowym gospodarzom wsi Mościce Dolne, protestantom, Niemcy organizowali niezłe warunki podróży do nowych miejsc zamieszkania i gospodarowania, najczęściej w utworzonym całkowicie z ziem polskich Okręgu Rzeszy Kraj Warty (Reichsgau Wartheland) - jednej z kilku jednostek administracyjnych, utworzonych na terenach Polski wcielonych do III Rzeszy. Innymi, utworzonymi na tych terenach jednostkami administracyjnymi były: Prowincja Prusy Wschodnie (Provinz Ostpreußen), Okręg Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie (Reichsgau Danzig-Westpreußen), Prowincja Śląsk (Provinz Schlesien), a po podziale w 1941: Prowincja Górny Śląsk (Provinz Oberschlesien). Okręgi i Prowincje dzieliły się na Rejencje. Do wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej tereny zwane jako Generalne Gubernatorstwo (Generalgouvernement) oficjalnie nie były włączone przez Niemców do Rzeszy i dzieliły się na 4 Dystrykty: Kraków, Lublin, Warszawa i Radom.
W zamyśle przywództwa III Rzeszy były wysiedlenia ludności polskiej z Kraju Warty do Generalnej Guberni, natomiast Kraj Warty miał być sukcesywnie zasiedlany przez ludność o różnych stopniach kwalifikacji (grupy) narodowościowej niemieckiej - zwłaszcza z Polski, krajów bałtyckich i południa Europy. Tu, do nadbużańskich lewobrzeżnych Mościc Dolnych (d. Nejdorf – Niz i Karoliny), trafiały rodziny wysiedlone głównie z Wielkopolski oraz części Kujaw, Zachodniego Mazowsza i Ziemi Łódzkiej.
Pamięci właśnie tych ludzi, którzy oderwani od swych korzeni, przeżyli (lub nie) to piekło wysiedlenia realizowane w sposób uwłaczający ludzkiej godności - poświęcam tę publikację, przywołując ich imiona i nazwiska ku wiecznej pamięci ich i moich ziomków. Wówczas było to w dawnej gminie Zabłocie - do której należały też Mościce Dolne, oraz na ziemi sławatyckiej - którą poznali. Do Sławatycz mieli od 2 do 6 kilometrów, a do Zabłocia aż od 11 do 15. Ten paradoks podziału administracyjnego trwający aż do 1957 roku sprawiał dodatkowe ogromne problemy w kontaktach mieszkańców wsi Moście Dolne i Liszna z urzędem gminy, zwłaszcza w czasie wojny.
W związku z tym, że tabele z wykazem wysiedlonych zajmują dość dużo miejsca, zarówno genezę wysiedlania jak i sposób jego realizacji, potraktowałem tylko pobieżnie. Do ewentualnych wywiadów z żyjącymi jeszcze ludźmi wysiedlanymi, jak i tutejszymi, z którymi wespół przez niemal 5 lat stanowili społeczność wsi Mościce Dolne w latach 1940-1945, powrócimy w kolejnych wydaniach miejscowego rocznika „Nadbużańskie Sławatycze”. W tej publikacji ograniczyłem się tylko do zamieszczenia kilku z nich. Żal, że dokument pisany nie może odtworzyć bezpośrednio słów ludzi, którzy relacjonowali mi tamte wydarzenia, wówczas jeszcze małych dzieci, a teraz już osób zaawansowanych wiekowo, ich drżącego z przejęcia głosu, ale też swego rodzaju sentymentu do miejsca, gdzie zostawili swoje dzieciństwo. Aby obie strony mogły w jakiś sposób identyfikować się co do dawnej osobistej znajomości lub miejsca zamieszkania we wsi, zamieściłem w wykazie dane zarówno wysiedlonych, jak i ludności miejscowej - objętych spisem w 1943 roku, z późniejszymi uzupełnieniami. Spis może zawierać drobne błędy w pisowni nazw miejscowości, dat i miejsc urodzenia, miejsc zamieszkania i innych, gdyż sporządzony został w oparciu o odręcznie pisany dokument „Rejestr mieszkańców wsi Mościce Dolne” - prowadzony przez sołtysów. Niezbędna tu była korekta niektórych zapisów w oparciu o odrębne analizy podziału administracyjnego kraju i wywiady. W związku z tym że dokument ten może stać się pomocnym przy prowadzeniu badań genealogicznych - nikt z ówcześnie żyjących mieszkańców wsi, nie został w nim pominięty.
Powracam jednak do owej niemieckiej polityki zaplanowanych działań zmierzających do wysiedlenia Polaków i Żydów z obszarów ziem polskich włączonych do III Rzeszy Niemieckiej. Związane było to wówczas z doktryną polityczną i wojskową III Rzeszy : „poszerzania przestrzeni życiowej” - inspirowaną tradycyjnymi niemieckimi koncepcjami geopolitycznymi, znanymi pod pojęciem „parcia na wschód”. Plany przewidywały etapowe rozpoczęcie wysiedlania Polaków - począwszy od Kraju Warty.
Wysiedlenia dokonywano przeważnie w późnych godzinach wieczorowych lub bardzo wcześnie rano. Na spakowanie podstawowych rzeczy dawano na ogół niecałą godzinę. Początkowo dopuszczano bagaż ręczny do około 12 kg na osobę, a od wiosny 1940 poniesiono limit do 25–30 kg, oraz pieniądze w kwocie do 200 zł. Pozostały majątek i inwentarz zobowiązywano pozostawić przyszłym niemieckim kolonistom. W zależności od odległości miejsca zamieszkania - różnymi metodami transportu - wysiedleńcy trafiali do Centrali Przesiedleńczej w Poznaniu, wcześniej przetrzymywani w różnych obiektach (stodoły, wiaty, hale fabryczne) wsi, miasteczek i miast. Trwało to od jednego do kilku dni. Podróż z Poznania do Ekspozytury Centrali Przesiedleńczej w Łodzi przebiegała na ogół koleją - również w wagonach towarowych - przez kolejnych kilka dni. Obozy Ekspozytury w Łodzi były w stanie przyjąć do 15.000 ludzi strzeżonych przez ponad 300-tu żołnierzy oddziału wartowniczego. Tutaj, od kilku do kilkunastu kolejnych dni czekano na transport do miejsc przeznaczenia.
Wielkopolanie kierowani na tereny nadbużańskie - w tym do Mościc Dolnych - dalszą podróż odbywali pociągami do Chełma i Włodawy. Stąd odbierani byli przez podwody furmanek wysłanych przez gminy docelowych miejsc wysiedlenia. Wszystko to dotyczy tych, którzy w Łodzi nie zostalizakwalifikowani do germanizacji (dzieci), robót przymusowych, obozów koncentracyjnych lub innych form zniewolenia.
Wysiedleńcy z Ziemi Łódzkiej, Zachodniego Mazowsza i Południowych Kujaw w większości byli transportowani bezpośrednio do miejsc wysiedlenia, przewożeni transportem kolejowym do stacji Chotyłów na linii kolejowej Biała Podlaska – Terespol, a stąd podwodami gminnych furmanek, do Mościc Dolnych. Poszczególne grupy wysiedleńców trafiały do Mościc Dolnych sukcesywnie w listopadzie i grudniu 1940 roku. Wysiedleńcy, często kuzyni, krewni lub sąsiedzi wysiedlonych do Mościc Dolnych trafiali również do innych pobliskich wsi (Sajówka, Zańków, Krzywowólka, Liszna), z których przesiedlono ludność o niemieckich korzeniach narodowościowych, deklarującą chęć ubiegania się o kwalifikację do wyższych grup podziału narodowości niemieckiej. Przy doborze wysiedlanych okupant kierował się zamożnością rodzin, ewentualnością zaangażowania w działalność konspiracyjną w dotychczasowym miejscu zamieszkania, przynależnością do warstwy inteligencji polskiej, bądź nieprzyjaznym stosunkiem do Niemców. Warto dodać, że w opuszczanych wsiach pozostawali handlowcy, właściciele większych majątków i rzemieślnicy różnych profesji, aby mogli zabezpieczyć potrzeby żywieniowe i życiowe napływających do wysiedlanych wsi osadników niemieckich. Wysiedlanie ludności polskiej z Kraju Warty do GG odbywało się w kilku etapach. W pierwszym, realizowanym w listopadzie i grudniu1939 wywieziono do GG ok. 88 tys. osób. W kolejnym, przeprowadzonym od 10 lutego do 15 marca 1940 r. wysiedlono ponad 40 tys. Polaków. Jednak najwięcej osób wysiedlono od maja 1940 r. do marca 1941 r., bo liczba wysiedlonych sięgnęła niemalże 141 tys. Z uwagi na wybuch wojny niemiecko-radzieckiej, w późniejszym okresie wstrzymano akcje deportacyjne Polaków, a decyzja ta obowiązywała już do końca wojny.
W tym miejscu warto zacytować kilka fragmentów innych dostępnych publikacji aby uświadomić sobie warunki i sposoby deportacji. Dwa z nich pochodzą z wstępu do Wystawy z 2007r.: "Wysiedlenia mieszkańców Poznania i Wielkopolski do Generalnej Guberni w latach 1939 – 1941. Obóz przesiedleńczy na Głównej w Poznaniu”, doc. dr hab. Marii Rutowskiej , z 2007 r.(http://www.muzeumniepodleglosci.poznan.pl/modules.php?op=modload&name=News&file=article&sid=111) w Muzeum Martyrologii Wielkopolan:
„Na pomieszczenia obozowe przeznaczano najczęściej zabudowania nie nadające się do przebywania w nich ludzi nawet przez kilka dni. We wszystkich obozach wysiedlonym dokuczał głód, zimno oraz trudne do wyobrażenia warunki sanitarne. Te wyjątkowo złe warunki egzystencji były przyczyną licznych zachorowań, w tym także zgonów. Wysiedleni więzieni byli w obozach najczęściej przez kilka lub kilkanaście dni, czasem kilka tygodni, po czym przewożono ich transportami kolejowymi do GG”,
oraz:
„Po przywiezieniu do obozu wszyscy wysiedleni byli rejestrowani i poddawani szczegółowej rewizji, w celu odebrania ewentualnie posiadanych przez nich i ukrytych pieniędzy, biżuterii czy innych wartościowych przedmiotów. Dzienne wyżywienie obozowe składało się z trzech posiłków. Rano i na kolację wydawano chleb i czarna kawę zbożową, w południe była zupa z buraków, kapusty lub kaszy. Czasami przydzielano też trochę masła, margaryny lub marmolady oraz mleko dla małych dzieci. Szczególnie dokuczliwe i groźne w skutkach oprócz niedożywienia było uporczywe zimno panujące w nieszczelnych barakach oraz innych pomieszczeniach. W czasie zimy 1939/1940 temperatury powietrza w nocy spadały poniżej -24°C, w ciągu dnia oscylowały wokół -15°C. W obozie były też wyjątkowo złe warunki sanitarne, a oprócz brudu wysiedlonym dokuczały wszechobecne wszy i szczury. Tak ekstremalna sytuacja, w jakie zmuszeni byli egzystować wysiedleni, była przyczyną wielu zachorowań, w tym kilkudziesięciu osób na tyfus oraz dzieci na szkarlatynę, co spowodowało zgon w obozie 21 osób starszych oraz pięcioro dzieci, w tym dwoje urodzonych w obozie”.
Podobne treści można znaleźć również w publikacji Krzysztofa Wasilewskiego „Niemieckie wysiedlenia idą w zapomnienie”, zamieszczonej w tygodniku „Przegląd”, (http://www.tygodnikprzeglad.pl/niemieckie-wysiedleniaida-zapomnienie) z dnia 25 marca 2013 r., , w poniższym cytacie:
„Tempo oraz zakres wysiedleń z końca 1939 r. rozczarowały władze okupacyjne. Zgodnie z pierwotnymi założeniami, Kraj Warty jako „rdzennie niemiecki” miał być pozbawiony czynnika słowiańskiego najpóźniej do pierwszej połowy 1940 r. Chaos i niezorganizowanie, które towarzyszyły pierwszym akcjom wysiedleńczym, sprowokowały hitlerowców do powołania w grudniu 1939 r. generalnego pełnomocnika ds. wysiedleń na Kraj Warty. Został nim Wilhelm Koppe, wyższy dowódca SS i policji.
Mimo tworzenia kolejnych instytucji akcje wysiedleńcze z przełomu 1939 i 1940 r. nadal przeprowadzano nieudolnie. Wiele transportów z Polakami wysyłano do Generalnej Guberni bez zgody jej władz, co zazwyczaj kończyło się tragicznie dla podróżujących. Zdarzało się, że zaplombowane wagony z Polakami stały w głuszy przez tydzień i dłużej. Stłoczeni, nierzadko po 85 osób w wagonie, pozbawieni wszelkiej pomocy oczekiwali na wybawienie lub śmierć.
„Otwierano równocześnie po sześć wagonów – wspominał jeden z transportowanych – z których zaczęli wyłazić opatuleni w szmaty i koce ludzie – biali od szronu. Niektórzy padali natychmiast na kolana i jedli śnieg. (…) Wiele kobiet tuliło pod chustkami nieżywe dzieci. Kopaniem i biciem zmuszono je do układania tych zwłok w przeznaczonym [do tego] wagonie. (…)”.
Lewobrzeżne Mościce Dolne, były chyba najgorszym z miejsc deportacji dla wysiedleńców. Około dwukilometrowy, środkowy fragment wsi był pozbawiony miejscowej ludności, a opustoszałe po przesiedleniu poprzednich mieszkańców domy podtapiane były wiosną wylewami rzeki Bug. Tutaj sami miejscowi z trudem radzili sobie z pogodowymi anomaliami, żyjąc na niewielkich, mocno rozdrobnionych gospodarstwach i zamieszkując przeludnione stare, drewniane domy pod strzechą. Trudno było zatem liczyć na jakąś pomoc miejscowych, kiedy większość wysiedlonych nie miała żadnych tutejszych sąsiadów, a przydział choćby czarnego chleba odbywał się w odległej siedzibie gminy, we wspomnianym wcześniej Zabłociu.
Dorobienie się inwentarza i wykarmienie go, zwłaszcza bezpośrednio po wysiedleniu w listopadzie 1940 roku, graniczyło z cudem, podobnie jak samo przeżycie w tych warunkach bez niezbędnego opału, ubrań, narzędzi gospodarskich i wszystkiego, co potrzebne do życia na obcym miejscu. W wielu domach kobiety były głowami rodzin, bo ich mężowie nie powrócili z kampanii wrześniowej. W większości rodzin były małe dzieci i niemowlęta. Kilkoro dzieci urodziło się w tej wsi w czasie wojny. W kilkunastu przypadkach jeden dom przydzielano dla dwóch lub trzech rodzin. Sąsiedztwo miejscowych miały tylko rodziny zamieszkałe w części wsi zwanej Karolinami oraz w drugim, północno-wschodnim końcu wsi, w dzielnicy „Niz” i przysiółku „Grądy”.
Jakby potwierdzenie zacytowanych fragmentów stanowią słowa kilku żyjących świadków tamtych wydarzeń, bądź osób nieżyjących, które spisały swoje zeznania - potwierdzając je urzędowo. Jednym z moich rozmówców był Bronisław Pańczak z Kamieńca w powiecie kościańskim, który wraz z rodziną zamieszkiwał dom pod numerem 61, w środowej części wsi, obecnie zajmowany przez rodzinę Kazimierza Parczewskiego, nieopodal wiejskiej świetlicy. Pan Bronisław, urodzony w 1937 roku, nie pamięta samego wysiedlenia i podróży, jednakże dobrze kojarzy późniejsze życie w Mościcach Dolnych, gdyż wracał stąd jako 8-mio letni chłopiec. Przekazał mi własną relację, przesłał też kopię Karty Rozpoznawczej „Kenkarta” swojego ojca - Władysława, wystawionej przez Landkommissariat w Wisznicach i parafowanej do wymiany przez Komendę Milicji Obywatelskiej w Zabłociu w dniu 16 stycznia 1945 r., po wyzwoleniu spod okupacji niemieckiej nadbużańskiej ziemi i Lubelszczyzny.
Poniżej zamieszczam przekaz jego matki Pelagii, spisany przez jej innego syna - Jerzego, w 1997 roku:
„Akcja wysiedleńcza we wsi Kamieniec, b. powiat Kościan.
1). Data wysiedlenia - 27.10.1940 r.
2). Godzina - // - - 5:30
3). Żołnierze z oddziałów SS (byli oznakowani) przyszli do mieszkania i oświadczyli, że jesteśmy wysiedleni i na przygotowanie niezbędnej odzieży i żywności mamy pół godziny czasu. Następnie pieszo dotarliśmy do stodoły majątku Kamieniec. Około godz. 7:30 przyjechały samochody ciężarowe, na które nas załadowano (bagaże oddzielnie). Na stację kolejową w Kościanie przywieziono nas ok. godz.8-mej. Około 38 rodzin ze wsi Kamieniec, Lubiechowo, Wąblewo, Puszczykowo, Parzęczewo, Łęki Wielkie, Wolkowo i Wilanowo przeszło do podstawionego składu osobowego, którym dowieziono nas do stacji kolejowej Poznań Główny (około godz. 9:30). Po pół godzinie cały skład pociągu odprawiono w kierunku Łodzi. Tam dotarliśmy w godzinach wieczornych. Po opuszczeniu wagonów w kolumnie pieszej cała grupa wysiedlonych doszła do obozu przy ul. Żeligowskiego. Była to stara hala fabryczna, miejsce do spania to rozłożona na betonowej podłodze słoma, która ze względu na nieszczelność dachu często była mokra. Kolonie pcheł w takich warunkach miały b. dobre warunki do rozmnażania się. W nocy bardzo często budziliśmy się, drapiąc się po ciele. Jedzenie przywożono w kotle dwa razy dziennie – zupa krupnik (cienka) i chleb. Warunki higieniczne – antysanitarne, potrzeby fizjologiczne załatwiane na zewnątrz hali w prowizorycznych latrynach. Obiekt pilnowany przez oddziały SS, rygor był podobny jak w obozach koncentracyjnych. W Łodzi wszystkie przebywające tam rodziny były przedmiotem oględzin i selekcji przed Komisją Kwalifikacyjną, która wypytywała się i o miejsce skąd przybyliśmy, czy jesteśmy zdrowi, czy ktoś z rodziny nie chorował na choroby zakaźne. Dokonywano selekcji, czy zostawić w Generalnej Guberni, czy wysłać do Rzeszy. W Łodzi byliśmy 7 lub 8 dni. Następnie pociągiem osobowym wywieziono nas do Chełma Lubelskiego. Po siedmiu dniach przywieziono nas do wsi Mościce Dolne, gm. Zabłocie, pow. Biała Podlaska. Wg informacji b. pracownika Starostwa Powiatowego w Kościanie Pana Krama, każda rodzina wysiedlona ze wsi Kamieniec miała kartotekę wysiedleńczą, ale w lipcu 1945 r. na polecenie władz zostały zniszczone. Merytorycznego zapisu dokonałem na podstawie ustnego przekazu mojej matki Pelagii Pańczak w kwietniu 1997 roku”.
Pod dokumentem podpisani: Pelagia Pańczak i Jerzy Pańczak - z Nowego Tomyśla.
Bronisław Pańczak uzupełnił pozostawiony przez matkę przekaz o własne przeżycia z Mościc Dolnych. Swojemu o rok starszemu bratu zawdzięcza życie. Podczas powodzi, wskutek pośliźnięcia się na oblodzonej kładce na pobliskim bużysku, wpadł do głębokiej i zimnej wody. Dzięki opanowaniu, 6-cio letni brat zdołał uchwycić go w jednym z kolejnych wynurzeń z wody. Zapamiętał też trudne życie i długą, ponad tygodniową podróż powrotną do rodzinnego domu w Kamieńcu. Najtrudniejsza była przeprawa konna przez Warszawę, bo wracali własnym wozem konnym z budą wykonaną z plandek, aby schronić nieco skromne mienie i rodzinę przed deszczem i zimnem. Czynny był tylko jeden warszawski most, przez który przechodzili lub przejeżdżali ludzie podróżujący w obu kierunkach. Te dwa konie i prowiant na drogę, to było wszystko, co zabrali z Mościc Dolnych. W opuszczonym przed czterema laty domu i na gospodarstwie - nie zastali niczego. Wszystko zostało rozszabrowane lub zniszczone, a stary zegar - który ocalał - stał się tarczą strzelecką dla radzieckich żołnierzy, upatrujących w tym przedmiocie zagrożenia innego typu, gdyż wydawał odgłos cykania. Ofiarność matki, która przeżyła koszmar wysiedlenia, wychowując pięcioro dzieci, w chwili wysiedlenia liczące od 2 miesięcy do 9 lat – zostało wynagrodzone przez los długim 96-letnim życiem, które zakończyła w 2000 roku. Z rodzeństwa zaś, panu Bronisławowi została już tylko najmłodsza siostra Teresa, urodzona tuż przed wysiedleniem do GG.
Podobne wspomnienia do pozostawionych przez p. Pelagię Pańczak, usłyszałem z ust Zenona Roeslera z Lubiechowa, również z gminy Kamieniec w ówczesnym powiecie kościańskim, syna Władysława i Marianny, urodzonego w 1934 roku. Podróż do Mościc Dolnych, z uwzględnieniem pobytu w różnych miejscach i obozach przejściowych trwała ponad miesiąc. W trakcie naszej rozmowy udało się zlokalizować dom, w którym ośmioro członków rodziny spędziło czas wysiedlenia. Okazało się, że było to niedalekie sąsiedztwo od miejsca zamieszkania mojej rodziny po repatriacji z prawego brzegu Bugu, w domu, który przejęła rodzina Ksawerego Zelenta – również repatrianta z prawobrzeżnych Mościc Dolnych. Pan Zenon wspominał poznanych tu miejscowych ludzi, Szkołę Powszechną w Mościcach Dolnych, dość odległą, zlokalizowaną w domu prywatnym na końcu wsi, i nauczyciela - Jana Dąbrowskiego. Dobre wspomnienia zachował o mościckim sołtysie – Antonim Rylu, który pełnił tę funkcje w trudnym, wojennym czasie. Po zakończeniu wojny, podobnie jak rodzina Pańczaków, do swego domu w Wielkopolsce, wracali furmanką, przez ponad 10 dni. Obaj panowie odbyli przed kilku laty sentymentalną podróż autokarową do Mościc Dolnych, wraz z grupą innych wysiedleńców z Wielkopolski.
Do innej, południowej części wsi, zwanej Karolinami, skierowane zostały rodziny m.in. Mariana Siody i Natalii Siemińskiej – kolejnych moich rozmówców. Podczas końcowego odcinka podróży koleją z Chełma Lubelskiego do Włodawy oczom wysiedleńców wolno poruszającego się składu dojeżdżającego do Włodawy ukazały się liczne furmanki i duża ilość ludzi – wspomina pan Marian. Wielu uczestników podróży przeraziła ta scena. Uznali tę podróż za prawdopodobnie ostatnią, bo zaczęły się wspólne głośne modlitwy, różaniec i litania do Wszystkich Świętych. Jednakże były to podwody oznaczonych furmanek, licznie wystawione przez gminy, w których znajdowały się wsie z wolnymi domami dla wysiedlonych. Wspomina również tutejszych znajomych z tamtej części wsi i drobne zaangażowanie w działalność partyzancką, jako kurier dostarczający zapisaną na skrawkach papieru korespondencję pomiędzy partyzantami w Mościcach Dolnych, Lisznej i w Sławatyczach, gdzie uczęszczał do szkoły. W nagrodę otrzymywał deficytową wówczas sól. Z jego relacji dowiaduję się o trudnym życiu, zwłaszcza na początku, kiedy zbliżała się zima, a zwierzęta nie miały karmy do jej przetrwania. Zdobycie pożywienia dla inwentarza niejednokrotnie graniczyło z cudem. Podróż powrotna do Brodnej, w gminie Kaczory, w powiecie chodzieskim - w przypadku jego rodziny - odbywała się koleją. W jednym wagonie towarowym ściśniętych było 21 rodzin, a niektórzy wieźli nawet króliki w klatkach.
Niezwykłą i szczegółową relację z pobytu w Mościcach Dolnych – Karolinach otrzymałem od p. Natalii Oleczek z d. Siemińskiej, wysiedlonej wraz z 8-mio osobową rodziną ze wsi Długołęka, w gminie Strzelce, w powiecie kutnowskim. W czasie wysiedlenia w 1940 roku miała już 9 lat, zatem dobrze pamięta podróż w obie strony i prawie 5 lat życia w GG, skąd wracała już w wieku prawie 14-tu lat. Pani Natalia zadała sobie nawet trud zeskanowania i dostarczenia kilku zdjęć z czasów pobytu w Mościcach Dolnych w okresie swojego dzieciństwa i młodości. Tu poniósł śmierć w wyniku postrzału przy pracach rządowych nad Bugiem jej stryj - Jan, którego łączyła miłość i narzeczeństwo z tutejszą olęderską panną z sąsiedztwa. Niestety narzeczony nie doczekał ślubu, stając się jedną z ofiar wysiedlenia i wojny. Dzięki pani Natalii miałem okazję poznać nieco dzieje moich bliższych i dalszych krewnych i kuzynów z rodzin Milartów i Parczewskich, z lewego brzegu Bugu, i tych z prawego, którzy w obawie przed radzieckimi zsyłkami - uciekli na lewy brzeg. Ponadto, na przesłanych skanach fotografii mogłem zobaczyć tych, których nie miałem okazji nigdy widzieć, oraz tych, których poznałem już jako nieco starsze osoby w okresie swojego dzieciństwa. Opuszczony w 1940 roku dom, przydzielony rodzinie Siemińskich, w którym mieszkali wcześniej olędrzy niemieccy, został spalony w wyniku ostrzału po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej, podobnie jak dom Józefa Chorążego – brata mojego dziadka, mieszkającego w czasie wojny z rodziną na lewym brzegu Bugu. Spłonęły wówczas 4 domy, w tym 3 tutejszych mieszkańców Mościc Dolnych. Inne zdjęcia przedstawiają sceny z uroczystości szkolnych, religijnych, jak i rodzinnych - z postaciami zarówno tutejszych mieszkańców, jak i wysiedleńców, wraz z najsmutniejszą sceną pożegnania zmarłego Jana Siemińskiego, na jednym z nich. Kilka z tych zdjęć, wraz z opisami, zamieszczam na końcu niniejszej publikacji.
Rodzina Siemińskich, podobnie jak kilka innych rodzin, pochodziła z Ziemi Łódzkiej, stąd też, pani Natalia jest pierwszą reprezentantką tej Ziemi, z którą przeprowadziłem wywiad do niniejszej publikacji. Oni przebyli nieco inną drogę niż Wielkopolanie, najczęściej bezpośrednio do miejsca wysiedlenia, bez pobytu w obozach przejściowych, ale również z wieloma przystankami, docierając do Mościc Dolnych od strony linii kolejowej Warszawa - Terespol - Brześć n/Bugiem, ze stacji Chotyłów, pomiędzy Białą Podlaską a Terespolem.
Po rozpoczęciu przez policję niemiecką akcji przesiedleńczej, samochody ciężarowe wywoziły rodziny na dworzec kolejowy w Kutnie, skąd już z kilkukrotnymi przerwami w podróży i noclegach w zimnych pomieszczeniach, na słomie, docierali do Chotyłowa, a następnie podwodami furmanek podstawionych przez gminę Zabłocie – do Mościc Dolnych. Wówczas jeszcze nie byli świadomi, że spędzą tu ponad cztery lata swojego życia. Starsi - lata ciężkiej pracy na obcym, nieznanym terenie, dzieci zaś - lata trudnego dzieciństwa i nauki wespół z nieznanymi wcześniej rówieśnikami, w Szkole Powszechnej w Sławatyczach. Jak się później okazało - oprócz stryja Jana - koszmar wysiedlenia przeżyli wszyscy najbliżsi z rodziny pani Natalii i powrócili tam, skąd oderwano ich od korzeni. Wracając w swoje strony zabierali wspomnienia tamtych ciężkich dni, tygodni, miesięcy i lat, oraz pamięć o swoich współziomkach i tych miejscowych mieszkańcach wsi Mościce Dolne, którzy w tym okrutnym czasie byli współuczestnikami wojennej niedoli.
Mimo istnienia dokumentów pobytu, nie wszystkie dzieci uznano za jeńców obozowych, ani za PRLu, ani po przemianach ustrojowych. Na rekompensaty kombatanckie nie mają więc szans ci, którzy nie przechodzili podczas wysiedlenia przez obozy przejściowe, jak również ci, których dokumenty zniszczył wróg, tuż przed kapitulacją. Okazało się, że w świetle działań administracji państwa polskiego, jak i wszystkich międzynarodowych sądów i trybunałów, ten precedens ma zbyt małą rangę i nie docenia się jego znaczenia, a świadomość o nim młodszych pokoleń Polaków - jest bardzo znikoma. Inne są polityczne priorytety, ważniejsi obcokrajowcy, niż właśni obywatele. Oby ci decydenci nigdy nie zostali oderwani od swych korzeni, oby nie przeżyli podobnego koszmaru, który został, w przeciwieństwie do ambicji innych narodów - nazwany jedynie wysiedleniem.
Dalszą część publikacji stanowi już zestawienie mieszkańców wsi Mościce Dolne – Tabela nr 1 - sporządzone wg Rejestru mieszkańców: wieś Mościce Dolne 1932 – 1948, sygn. 38/48/-/32, Archiwum Państwowe w Lublinie, Oddz. w Radzyniu Podlaskim – wg stanu na 26.02.1943 r., z autorskimi poprawkami, wspomnianymi na wstępie publikacji. Spośród zarejestrowanych w tym czasie 679 mieszkańców wsi, wysiedleni z Kraju Warty liczyli 373 osoby i zamieszkiwali 59 domów, a pozostali w liczbie 306 osób - stanowili miejscową społeczność wsi Mościce Dolne, zamieszkując 61 domów. Nie uwzględniono w tych liczbach podziału domów z oznaczeniami literowymi, które oznaczały najczęściej podział na członków rodzin. W kilku przypadkach rodzin wysiedleńców, rodziny te nie były ze sobą spokrewnione i przybyły z różnych miejsc Kraju Warty.
W związku z tym, że po opuszczeniu domostw przez Wielkopolan część domów została przydzielona tutejszej ludności, zapisy domowników w rejestrze z 1943 roku - nie odpowiadają w tym względzie stanowi zamieszkania z końca lat 40-tych.
Pozostałe informacje do poszczególnych kolumn tabeli, j.n.:
- Kolumna nr 1. Domy z oznaczeniami literowym oznaczają ten sam dom, podzielony na rodziny pokoleniowe, lub sobie obce.
- Kolumna nr 4. W przypadku ludności miejscowej data (rok) urodzenia nie we wszystkich przypadkach jest zgodna z rzeczywistością. Zmienność zapisów w rejestrze w tej kwestii wynikała z potrzeb związanych z postępowania wobec okupanta (zsyłki na roboty, do obozów pracy, i.in.). W kilku przypadkach osób żyjących dokonano stosownej korekty tej daty.
- Kolumny nr 5 i 8. Dane w stosunku do dokumentu w stosunku do dokumentu źródłowego – w związku z błędnymi zapisami - w kilkunastu przypadkach zostały poprawione w wyniku analiz podziału administracyjnego kraju i wywiadów.
Dla rodowitych mieszkańców Mościc Dolnych urodzonych przed 1 stycznia 1929 roku, właściwą nazwą miejscowości (kolumna 5) powinien być zapis Nejdorf - jako ówczesna nazwa wsi. Błędnego zapisu nie korygowano, pozostawiając wg przywołanego dokumentu.
- Kolumna nr 9. Głównie informacja o aktualnym istnieniu lub braku domów z okresu prowadzenia rejestru. Dane pochodzą z wywiadów udzielonych przez współcześnie żyjących mieszkańców wsi, jednakże w kilkunastu przypadkach identyfikacja nie była możliwa, podobnie jak w kilku - nieścisła. Większość zabudowań i gospodarstw po wysiedleńcach z tzw. Kraju Warty została przydzielona repatriantom z zabużańskich części wsi Mościce Dolne i Górne.
Mapa według: https://pl.wikipedia.org/wiki/Podzia%C5%82_administracyjny_Polski_1939-1944#/media/File:Polska_1939-1941.png (Oznaczenie lokalizacji wsi Mościce Dolne na mapie - przyp. autora)
Z archiwum niemieckiego. Zdjęcie jednej z akcji wysiedleńczych (https://pl.wikipedia.org/wiki/Kraj_Warty#/media/File:Bundesarchiv_R_49_Bild-0131,_Aussiedlung_von_Polen_im_Wartheland.jpg)
Ze zbiorów p. Natalii Oleczek z d. Siemińskej. Przed plebanią w Sławatyczach. VII klasa Szkoły Powszechnej. Pierwszy w drugim rzędzie Stefan Siemiński, ur. w 1927 r., najstarszy syn Adama i Janiny Siemińskich z Długołęki w pow. kutnowskim, brat p. Natalii. 5-ty w rzędzie siedzących - ks. prob. Jan Samulak
Ze zbiorów p. Natalii Oleczek z d. Siemińskej. Rodzina Rzymkowskich z pow. Kutnowskiego, wysiedlona do Zańkowa - przy kościele w Sławatyczach. Przy wozie stoi - Stefan Siemiński.
Ze zbiorów p. Natalii Oleczek z d. Siemińskej. I Komunia w par. Sławatycze, 1943 r. Pierwszy z prawej w ostatnim rzędzie – Sylwester Siemiński, ur. w 1934 r, młodszy brat p. Natalii.
Fragment Kennkarty p. Władysława Pańczaka z Kamieńca, pow. Kościan, nadesłane przez syna –Bronisława.
Spokrewnione rodziny Felskich i Maćkowskich, zamieszkujące dom nr 50a i 50b w Mościcach Dolnych, wysiedlone z Ujścia w pow. chodzieskim. Fotografia nadesłana przez przedstawicielkę rodziny Marty Felskiej.
Stanisław Komosiński, wysiedlony z Sarbinowa w gminie Swarzędz, ur. 1932, podczas jego ostatniej sentymentalnej podróży do Mościc w dn. 30.08.2015.
P.S. Składam serdeczne podziękowania wspomnianym w treści publikacji osobom wysiedlonym udzielającym wywiadów oraz aktualnym i byłym mieszkańcom wsi Mościce Dolne: Kamili Jasińskiej, Czesławie Łukaszewicz z d. Milart, Jadwidze Chyz z d. Milart, Irenie Polańskiej z d. Zelent, Antoninie Chorąży, Kazimierzowi Łuszczewskiemu, Czesławowi Ślązakowi, Zdzisławowi Milartowi, Stefanowi Buraczyńskiemu, Janinie-Henryce Chorąży, Eugenii-Barbarze Szczur z d. Zelent i Czesławowi Kuczyńskiemu, którzy udzielili informacji umożliwiających identyfikację domów zajmowanych przez wysiedleńców z Kraju Warty do Mościc Dolnych oraz o przemieszczaniu się miejscowej ludności w związku ze zjawiskiem poszerzania się lub zmiany koryta rzeki, skutkującym „podmywaniem” domów, w dawnej pisowni określanego zwrotem: „Bug zabrał”.